sobota, 19 listopada 2011

Temat kontrowersyjny - mleko

TEMAT KONTROWERSYJNY – MLEKO

Artykuł z serwisu Eioba.pl
http://www.eioba.pl/a/1oaf/temat-kontrowersyjny-mleko




I prawie na koniec temat pozornie nie wiążący się bezpośrednio z tym, o czym mówiliśmy, ale niesłychanie ważny z punktu widzenia profilaktyki zdrowotnej i prawidłowego odżywiania. Jak myślisz – o czym teraz porozmawiamy?



„Pić, albo nie pić? Oto jest pytanie.” Ta trawestacja słynnego hamletowskiego „To be or not to be” nabiera specyficznego znaczenia – naprawdę „Być, albo nie być” .Mleko dzisiaj – to źródło zdrowia, czy źródło chorób?Dla ogromnej większości P.T. Czytelników z pewnością problem nie istniał – przynajmniej do tej pory, ponieważ prawda wydawała się zupełnie oczywista.Jak to? Czy mleko może być źródłem chorób? Cóż za pytanie?Przecież na mleku wychowały się całe pokolenia w wielu krajach. Mleko zawiera dużo białka, wapń i inne składniki. Mleko jest tak reklamowane. „Pij mleko, będziesz wielki” – mówili w reklamówkach telewizyjnych znana piosenkarka i znany aktor. Półki sklepowe uginają się od produktów mlecznych: twarogi, sery twarde, kefiry, jogurty, biojogurty z bakteriami kwasu mlekowego. Jest tego mnóstwo.Jaka jest więc prawda o mleku?



Czy zauważyłeś ciekawą prawidłowość w naturze polegającą na tym, że żaden ssak (oprócz człowieka, oczywiście) będąc dorosłym osobnikiem nie ma w swoim jadłospisie mleka?Każdy ssak odżywia się cudownym wszakże pokarmem, jakim jest mleko matki, ale pochodzącej z tego samego gatunku. Dla człowieka takim cudownym pokarmem jest również mleko kobiece – mleko matki.



Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nasz ludzki organizm jest przystosowany do spożywania innego rodzaju mleka – poza ludzkim.Tym innym rodzajem mleka jest mleko krowie i jego przetwory spożywane w ogromnych ilościach przez ludzi wywodzących się z zachodnioeuropejskiego kręgu kulturowego.Mleko krowie zawiera przede wszystkim ponad 2,5 razy więcej białka niż mleko kobiece. Jest to typowe mleko kazeinowe, ponieważ w ogromnym procencie białko to stanowi kazeina, niezbędna cielęciu do budowy rogów i kopyt. Mleko kobiece zaś jest tzw. mlekiem albuminowym, ponieważ zawiera przede wszystkim białka albuminowe, a kazeiny zaledwie 0,2% (w całej ilości białka).

Czy człowiekowi nie jest potrzebne białko? Ależ jest! Tyle tylko, że dzisiaj żywieniowe normy są zawyżone. Dorobiona została więc do tego „ideologia”, że źródłem wartościowego białka są produkty mleczne (to zrozumiałe – chodzi przecież o interes rolnictwa i całego przemysłu mleczarskiego).Prawdę mówiąc, człowiek potrzebuje znacznie mniej białka, niż zwykle nam się wydaje. Jego najlepszym źródłem jest pokarm roślinny, ponieważ niektóre z bakterii naszej „dobrej” mikroflory jelitowej posiadają zdolność syntetyzowania białka z węglowodanów.



Spożywanie mleka krowiego sprzyja nieprawidłowej pracy śledziony, w wyniku czego następuje widoczny nadmiar produkcji śluzu. Składniki mleka krowiego, częściowo tylko strawione (wskutek zaniku w organizmie enzymów trawiących po ok. 4-ym roku życia), wędrują wraz z krwią zostawiając w naczyniach wieńcowych wspomniany już śluz oblepiający wnętrze serca, oskrzela i płuca blokując prawidłową ich pracę. Może to skutkować w efekcie mukowiscydozą.Białko mleka krowiego jest dla żołądka dziecka (i osób dorosłych również) bardzo ciężko strawne ze względu na znaczną zawartość kazeiny i nieorganicznego wapnia.Po dostaniu się do żołądka mleko ścina się pod wpływem kwasów żołądkowych, tworząc substancję przypominającą twaróg – gąbczastą kazeinę. Proces trawienia jakiegokolwiek innego składnika pokarmowego nie rozpocznie się dopóty, dopóki najpierw ten „twaróg” nie zostanie strawiony. A oblepia on dokładnie inne cząstki pokarmu znajdujące się w żołądku. Tracony jest czas i olbrzymie ilości energii na strawienie tej całej mieszanki. . Spożywanie mleka blokuje więc pracę żołądka, a w efekcie również jelit.

Kazeina znajdująca się w mleku jest rozkładana w organizmie przy pomocy enzymu zwanego podpuszczką. Jednak ludzki układ trawienny przestaje wydzielać ten enzym po osiągnięciu przez dziecko wieku zaledwie kilku lat.Podobnie jest z enzymem laktazą, którą organizm dziecka produkuje w celu trawienia cukru laktozy. Dlatego mleko jest potrzebne dziecku do 3-go roku życia i najlepiej, aby było to mleko matki. Po tym okresie dziecko powinniśmy odżywiać zwykłym, urozmaiconym pokarmem.Pewnie słyszałeś, że kazeina jest surowcem do wyrobu kleju kazeinowego. „W naszym organizmie niestrawiona kazeina „klei” kamienie w nerkach, powoduje powstawanie guzów w nogach, deformację palców rąk, a inne niestrawione składniki mleka osiadają w naszych tkankach i ścięgnach pod postacią śluzu.” (M.Tombak, „Droga do Zdrowia”)”.



Ktoś może powiedzieć jednak: „Ale np. Masajowie piją duże ilości mleka!”. Zgadza się, piją, ale jest to mleko surowe, a nie pasteryzowane lub gotowane, a w dodatku często wymieszane ze świeżą krwią krów (pozyskaną poprzez lekkie nacięcie na ciele zwierzęcia) zawierającą mnóstwo witamin, enzymów i innych składników ułatwiających trawienie mleka.



Proces pasteryzacji mleka prowadzi do wytrącenia się soli wapniowo-fosforowych, skutkiem czego przyswajalne sole organiczne zawarte w surowym mleku zamieniają się na praktycznie nieprzyswajalne sole nieorganiczne w mleku pasteryzowanym lub gotowanym.I tu kryje się źródło nieporozumień, ponieważ skład mleka nie ulega zmianie. Zmienia się postać składników. Spożywanie zaś w nadmiarze produktów z dużą ilością nieorganicznego wapnia – żółtych serów, jogurtów, twarogów, lodów jest niekorzystne dla przyswajania witaminy D, magnezu, żelaza i sprzyja powstawaniu alergii, astmy i przeziębień.Dodatkowo przedłużone ogrzewanie ogranicza potencjalne właściwości zdrowotne mleka i niszczy pewne jego zalety.

Mleko zawiera również tłuszcze. W przypadku mleka kobiecego są to tłuszcze z przewagą nienasyconych kwasów tłuszczowych (linolowy, oleinowy). W przypadku zaś krowiego w przewadze są nasycone kwasy tłuszczowe. Tłuszcz zwierzęcy powoduje zwiększenie ilości cholesterolu i wypłukuje wapń z organizmu. Dlatego mleko odtłuszcza się. Zresztą przyswajalność takiego tłuszczu sięga zaledwie 20% w porównaniu z bardzo wysokim stopniem przyswajalności w wysokości 80% tłuszczów roślinnych (orzechy, ziarno). Przez zabieg odtłuszczania traci się jednak nie tylko tłuszcz, ale i witaminy w nim rozpuszczalne – np. A, D, E oraz mnóstwo biopierwiastków (mangan, selen, molibden, połowę zawartosci chromu).

Mleko kobiece obfituje w witaminy rozpuszczalne w tłuszczach: A, D, E, K (szczególnie ważne dla systemu odpornościowego małego dziecka), zaś krowie – przede wszystkim w witaminy rozpuszczalne w wodzie.To mleko kobiety zawiera wszelkie składniki przystosowane dla delikatnego, niedojrzałego jeszcze i niewykształconego przewodu pokarmowego dziecka. Pamiętasz pewnie z lektury rozdziału poświęconego układowi odpornościowemu, że w takim mleku znajduje się cała masa ciał odpornościowych.Dodaj do tego lekkostrawne białko, odpowiednią ilość węglowodanów i tłuszczów, selen w ilości 2-krotnie większej niż w mleku krowim i witaminę E w ilości 6-krotnie większej niż w krowim. Oprócz tego mleko kobiety zawiera 2 razy więcej cholesterolu w porównaniu do mleka krowiego, ponieważ jest to niezbędne m.in. do zdrowego rozwoju mózgu dziecka.



Mówiliśmy już w części poświęconej układowi odpornościowemu, że mleko matki jest najzdrowszym i niezastąpionym pokarmem dla noworodka i niemowlęcia. Podsumujmy więc (mam nadzieję, że wybaczysz mi te „poetyckie wzloty”):




MLECZKO DLA DZIDZIUSIA



JEDYNIE



Z MAMUSI SŁODKIEGO CYCUSIA!




I jeszcze jeden mit związany z mlekiem.Mleko nie jest w żadnym wypadku lekiem na osteoporozę! Przyczynami osteoporozy są zaburzenia hormonalne, zakwaszenie i złe przyswajanie wapnia (m.in. wskutek zaburzeń równowagi wapniowo-magnezowej, niedostatecznego poziomu witaminy A i D).To, że zwiększymy ilość wapnia wprowadzanego do organizmu wraz z pożywieniem nie oznacza, że więcej wchłonie się go do organizmu (przypomnij sobie odpowiednie wiadomości na temat wapnia i jego bioprzyswajalności).



Badania wpływu warunków życia i pracy na zdrowie wskazują, że mieszkańcy Europy, Ameryki Północnej i Oceanii (wpływ Ameryki!) zużywają ponad 900 g wapnia dziennie, z czego 70-90% pochodzi z mleka i jego przetworów.Mieszkańcy Japonii, Indii, Chile, Turcji zużywają zaledwie 300-350 g wapnia na dobę, przy czym mleko stanowi 10-30% składu ich menu. Pozostałą część stanowią, ziarna, orzechy, ryby, owoce, warzywa. Okazuje się mimo to, że stopień przyswajania wapnia u tych narodowości jest znacznie wyższy.Nadmiar serów, twarogów, mleka – to nadmiar białka, które przy niedoborach witaminy C gnije, zatruwa i zakwasza organizm. Ten broni się przy pomocy układów buforowych, a po wyczerpaniu ich pojemności „ściąga” wapń z kości i zębów. Czyż to nie jest paradoks? W ten sposób mleko i jego przetwory przyczyniają się do powstawania osteoporozy.Prawda, że wydaje się to aż nieprawdopodobne? Przecież tyle lat uczono nas, że mleko, to źródło wapniaOczywiście, jest to prawda, ale ... I to „ALE” już poznałeś. Jak wspominaliśmy, mleko piją przede wszystkim mieszkańcy globu wywodzący się z zachodnioeuropejskiego kręgu kulturowego. Pozostałe 2/3 ludzkości mleka nie pije i ... nie choruje na osteoporozę.



Nadmiar produktów mlecznych w jadłospisie, to nadmiar białka i nadmiar nieorganicznego wapnia. Te nadmiary wywołują zaburzenia w pracy wielu narządów i trudności z przyswajaniem wielu substancji niezbędnych do prawidłowej pracy organizmu. Do tego dochodzi, że nadmiar wapnia w pożywieniu – to niedobór wapnia w organizmie.Czy to oznacza, że powinieneś zrezygnować zupełnie z produktów mlecznych? Ależ nie. Nie bądźmy fanatykami. Może powiesz, że autor wymądrza się, ale autor ma własne doświadczenia z mlekiem.Od małego dziecka byłem żywiony mlekiem (ale było to mleko „prosto od krowy” – jeszcze ciepłe, wprost z udoju). Do tej pory uwielbiam mleczne zupy i to mocno słodzone.W pewnym okresie życia, tuż przed „40-tką”, zacząłem mieć problemy z układem pokarmowym. Do tego dołączały częste bóle głowy (zwłaszcza wcześnie rano), nudności i ogólnie złe samopoczucie.Dużo czasu kosztowało mnie skojarzenie prostych dzisiaj faktów: 1,5-2 litrów zupy na „słodko” wieczorem (przecież „lekkostrawna”!) i ból głowy rano.Dopiero obserwacje zachowań własnego organizmu, bolesne „próby” w postaci poważnych zatruć i spowodowały, że zacząłem poszukiwać przyczyn złego samopoczucia. Dzisiaj już wiem: MLEKO! Mleko , a właściwie wyrób "mlekopodobny" ma wybitnie negatywny wpływ na nasze zdrowie. Zresztą byłbym niesprawiedliwy – nie tylko mleko.



Ciężko strawna, słodka mleczna zupa zatruwa organizm i dokładnie go zakwasza. Wątroba nie jest w stanie oczyścić krwi z toksyn, zwłaszcza w nocy, kiedy krążenie słabnie i maleje zaopatrzenie organizmu w tlen. Zanieczyszczona krew trafia do mózgu i zatruwa go produktami procesów fermentacyjnych, co objawia się bólami głowy.

Czy to oznacza, że nie piję mleka, nie jem serów i twarogów? Nic z tych rzeczy. Nie mogę przecież dopuścić do tego, aby puścić z torbami rolnictwo i cały przemysł mleczarski ...


A na poważnie: zasadą stało się dla mnie ograniczenie spożycia tych produktów. I moją ulubioną zupę mleczną gotuję sobie raz na 2-3 tygodnie albo jeszcze rzadziej, aby tylko spełnić „zachciewajki”. Do tego dochodzi odkwaszanie suplementacyjne i dieta alkalizująca. Zapomniałem już, co to ból głowy.





Fragment książki z cyklu "Barwy Twojego Zdrowia" - "Tajemnice suplementacji odzywiania".

Autor: Janusz Dąbrowski

środa, 16 listopada 2011

Mleko krowie - leakrstwo czy trucizna

Mleko krowie- lekarstwo czy trucizna

Autorem artykułu jest Daga 21



    Już od dzieciństwa z troską w głosie nasze mamy, babcie, a w dzisiejszych czasach również środki masowego przekazu, czyli radio, telewizja, prasa wmawiają nam uparcie PIJ MLEKO, BĘDZIESZ...

    No właśnie... ciekawe czym masz się stać po krowim mleku?  Cielakiem, młodą krówką- jałówką.

     Mleko krowie źle trawi się w ludzkim organiźmie ze względu na kazeinę - białko krowie, które jest potrzebne do budowy rogów i kopyt, tyle, że potomstwu krowy, a nie ludziom. Czy widział ktoś człowieka z pięknie zbudowanymi rogami i kopytami? Ja osobiście nie, dlatego też badania nad mlekiem i jego składem chemicznym wykluczyły je jako zdrowy pokarm dla ludzi.

   Dlaczego zatem wmawiają nam, że mleko jest takie zdrowe?  Bo teoretycznie jest, ale tylko wydojone prosto od krowy z wszystkimi zawartymi w nim bakteriami, bo to one pomogą strawić to mleko. Każda przemysłowa obróbka niszczy te pożyteczne bakterie i pozostaje tylko substancja, która oblepia nasze jelita i powoduje złe wchłanianie substancji odżywczych. Zaczynają się wtedy problemy z zaparciami i otyłością, chyba że ktoś ma nietolerancję białka krowiego, to wtedy dochodzi do ostrych biegunek.

    Przetwory mleka słodkiego działają tak jak mleko. Są to jogurty, serki homogenizowane itp. przetwory mleczne. Wystarczy przeczytać skład produktu i już wiadomo, czy mleko zawarte w danym produkcie jest przetworzonym słodkim mlekiem czy kwaśnym.

    Mleko po fermentacji czyli kefiry, maślanki i zsiadłe mleko w przeciwieństwie do słodkiego mleka pomagają wyregulować pracę jelit, i odpowiedni poziom bakterii jelitowych. Jelita w ludzkim organiźmie są odpowiedzialne za prawidłowe funkcjonowanie całego naszego ciała. Ponadto kefiry i maślanki wytrącają z naszego organizmu toksyny i pomagają zrzucić zbędne kilogramy.

    Do produktów dobrze przyswajalnych, przez ludzki organizm należą również masło, które jest bogate w naturalne witaminy, śmietana, żółte sery, białe sery- twarogi.

    Pamiętajmy, że jeśli my nie zadbamy o nasz organizm, to nikt tego za nas nie zrobi. Wybierajmy produkty dobrze przyswajalne dla naszego organizmu, żeby długo i sprawnie mógł nam służyć.

---

Dagmara Spociński dietetykalaika.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 3 listopada 2011

Domowy sposób – jak wykonać ocet jabłkowy

Domowy sposób – jak wykonać ocet jabłkowy
- autor: hovara
Ocet ze skórek z jabłek i resztek owoców:


Do słoja wrzucić skórki z jabłek zalać zimną, przegotowaną wodą. Jabłka przed obieraniem muszą być obmyte i wytarte. Dodawać można do słoja resztki innych owoców, np. wytłoczyny malin, porzeczek lub całe owoce. Odrzucać wszystkie zepsute owoce. Aby ocet był mocny, dodać trzeba cukru, mogą być scukrowane resztki konfitur, pozostały sok z kompotów. Im więcej cukru, tym ostrzejszy będzie ocet, ale musi stać kilka miesięcy, zanim sfermentuje.

Ocet jabłkowy stosowany po obfitym posiłku, przyspiesza trawienie, dostarcza niezbędne minerały i witaminy. Może spowodować spadek wagi przy dodatkowej rezygnacji ze słodyczy i innych podobnych posiłków powodujących otyłość. Ale uwaga – nie można stosować octu, gdy ma się chory żołądek: nadżerkowe stany zapalne lub wrzody. No i w każdym przypadku należy zachować umiar. Trzy łyżeczki dziennie po posiłkach i przez pewien okres czasu dają pozytywne efekty. Jeżeli pojawiają się dolegliwości ze strony żołądka należy spożywanie octu przerwać.

Artykuł ze strony

http://zdrowiewnaturze.wordpress.com/2011/10/05/domowy-sposob-jak-wykonac-ocet-jablkowy/

niedziela, 30 października 2011

Chleb żytni na zakwasie

Przepis pochodzi ze strony

http://piekarnia.wordpress.com/2008/08/03/chleb-zytni-przepis-podstawowy/

Chleb ze 100% mąki żytniej
Ilość ukwaszonej mąki: około 30%

Składniki
500 g zakwasu żytniego
500 g mąki żytniej (najlepiej tej samej, z której jest zakwas)
200 g letniej wody
15 g soli (dość płaska łyżka stołowa)
ewentualnie przyprawy wg upodobania (kminek, anyż, kolendra, fenkuł)

Ciasto

Mieszamy dokładnie mąkę z solą i przyprawami (jeśli dajemy, bo można bez), tworzymy muldę w mące, wlewamy do niej zaczyn. Mieszamy i stopniowo dodajemy wodę, uważając aby ciasto nie było zbyt rzadkie. Dobrze mieszamy wszystkie składniki przez parę minut, aż powstanie jednolita (mocno klejąca) masa. Odstawiamy na około 20 minut. Po tym czasie ponownie krótko mieszamy, formujemy bochenek (od razu na blasze wyłożonej papierem do pieczenia lub wkładamy ciasto do koszyczka do wyrastania). Wkładamy ciasto do piekarnika uprzednio nagrzanego do max. 50 stopni i wyłączonego. Ciasto powinno podwoić swoją objętość (może to trwać nawet do 5 godzin, jeśli mamy młody zakwas).

UWAGA: Ilość wody czy innego płynu w przepisach na chleb należy zawsze traktować orientacyjnie. W zależności od typu mąki i jej aktualnego stanu (bardziej lub mnie wilgotna itp.) może ona wchłaniać mniej lub więcej płynu.

Pieczenie

Wyciągamy wyrośnięte ciasto z piekarnika. Piekarnik nagrzewamy do około 230 stopni – nagrzewać można z włączonym termoobiegiem, ale pieczemy bez niego tylko na włączonej górnej i dolnej grzałce. Przed włożeniem do piekarnika nacinamy chleb, zwilżamy górę chleba wodą i wsuwamy do piekarnika. Ścianki piekarnika spryskujemy wodą (plastikowa butelka z rozpylaczem) – nie spryskujemy grzałek ani zbyt mocno samego chleba, ponieważ jeśli będzie zbyt wilgotny, może przyklejać się do papieru.

Pieczemy w 230 °C przez 10 minut, następnie obniżamy temperaturę do około 200 °C i pieczemy przez kolejne 10 minut. Po tym czasie obniżamy temperaturę do 180 °C i pieczemy chleb przez około 40 minut. Na około 10 minut przed końcem można lekko spryskać bochenek wodą, aby nabrał nieco połysku.

Po upieczeniu wyciągamy chleb. Jeśli postukamy w jego spód, powinniśmy usłyszeć głuchy, pusty odgłos – oznaka, że jest upieczony. Kładziemy do wystygnięcia na kratce, aby powietrze dochodziło również od spodu, i przykrywamy czystą ściereczką. Jemy po ostygnięciu.

Smacznego !

wtorek, 25 października 2011

Chleba naszego, powszedniego, daj nam dzisiaj - ciąg dalszy o pieczywie i pszenicy

Chleba naszego, powszedniego, daj nam dzisiaj.

Autorem artykułu jest Tomasz Ozdowski



Tak by właśnie chciałoby się rzec, patrząc na współczesne produkty chlebo-podobne. Kiedyś było tak, że chlebek biały, pszenny to była atrakcja, rarytas – teraz to powszedniość. Czy taka dobra? No cóż, moim zdaniem pozostawia on wiele do życzenia. Kiedyś chleb żytni, przaśny to była powszedniość teraz ze świeczką po Polsce ...

można szukać prawdziwego, porządnego chleba żytniego. Teraz to chleb żytni stał się rarytasem. Mógłby ktoś spytać „a co w tym złego?” Warto tym miejscu spytać czy teraz czy kiedyś było więcej ludzi zdrowych. Kiedyś podstawową rolą, jaką spełniał chleb było dostarczanie błonnika, teraz chleb dostarcza głównie skrobi oraz kleju, jakim jest gluten.

Na początek może pytanie, – jaki powinien być prawidłowy skład dobrego chleba ??? Tak naprawdę chleb powinien się składać z wody, mąki, zakwasu (czyli mąki z wodą po fermentacji) oraz soli. Tym czasem dzisiaj wystarczy pójść do pierwszego lepszego marketu, gdzie z reguły jest półka z dużym wyborem pieczywa i poczytać skład tych chlebów. Ostatnio to zrobiłem i nie znalazłem ani jednego chleba, który miałby taki skład, jaki napisałem wyżej. Z reguły to, co można znaleźć oprócz mąki, soli i wody to: spulchniacze, drożdże, przeciw utleniacze, polepszacze, olej roślinny, mączkę fasolową, środki do przetwarzania mąki, enzymy (czyżby jakieś nowoczesne, które umieją przetrwać proces wypiekania?!?), w jednym nawet znalazłem kwas askorbinowy, czyli witaminę C (po pierwsze syntetyczna a po drugie też jakaś udoskonalona, odporna na wysoką temperaturę). Tą listę mógłbym tworzyć bez końca, wystarczy bym przejrzał więcej etykiet na chlebach. Gło0wa boli i pojąć tego nie można. Ale tak to jest, gdy głównym czynnikiem mającym wpływ na skład chleba jest ekonomika i rentowność piekarni.

Jest, co najmniej kilka powodów, dla których powinniśmy wrócić do chleba żytniego. Pierwszym z nich jest modyfikacja pszenicy. I nie mam tu na myśli tylko modyfikacji genetycznych, których wpływ na nasze zdrowie tak naprawdę jeszcze nie został dokładnie zbadany. Z niektórych źródłem można się dowiedzieć, że coraz częściej modyfikacja genetyczna jest podejrzewana o współczesną plagę nadciśnienia tętniczego. Przede wszystkim chodzi mi o modyfikację polegającą na podnoszeniu poziomu glutenu w ziarnie. Gdyby jeszcze ktoś nie wiedział, to od około 10 – 15 lat, rolnikom przestano płacić za tonę zboża a zaczęto wymagać od nich zboża (czyt. pszenicy) dobrego jakościowo, czyli miedzy innymi (a podejrzewam, że głównie) o wystarczająco wysokim poziomie zawartości glutenu, którego najczęściej nie może być mniejszy niż 26 procent wagi zboża. A dlaczego ten gluten jest taki zły??? Zacznę może od słowa wyjaśnienia. Nazwa „gluten” została przyjęta dla mieszaniny białek zwanych prolaminami, które znajdują się w ziarnach różnych zbóż. Tak naprawdę wszystkie prolaminy są dla naszego organizmu mniej lub bardziej toksyczne. Jednak najbardziej toksyczna jest gliadyna, czyli biało zawarte w pszenicy. W piekarnictwie gluten jest bardzo mile widziany, ponieważ w wytworzonym cieście powoduje powstawanie tkz. siatki glutenowej, która powoduje zatrzymywanie dwutlenku węgla powstającego w procesie fermentacji ciasta. Efekt tego jest taki, że następuje wzrost objętości ciasta i ma to bezpośredni wpływ na wyrośnięcie tego wypieku. Jednocześnie ten wspaniały i tak przez piekarzy pożądany gluten spowalnia pasaż treści pokarmowej, niekiedy utrudnia trawienie pokarmu, po przez zakłócanie penetracji masy pokarmowej przez żółć i enzymy trawienne. Tłumacząc z polskiego na nasze, można powiedzieć, że gluten powoduje „zacementowanie” naszych jelit.

Kolejny powód, dla którego białe pieczywo piętnuję jest to, co zrobiono z mąki. Aktualnie z reguły piecze się z białej oczyszczonej mąki pszennej, a nawet, jeżeli stosuję się mąkę „razową” to jej „razowość” z lekka stoi pod znakiem zapytania. Jest tak, ponieważ znacznie częściej mąkę razową otrzymuje się po przez dodanie otrębów do uprzednio oczyszczonej mąki, czyli mąki po „mocnych przeróbkach”. W opracowaniu Pani Marii Waśniewskiej znalazłem takie o to porównanie między mąką białą oczyszczoną a prawdziwie razową:

 

Wartości odżywcze w 100g mąki pszennej:

 Minerały   Razowej typ 2000   Wrocławskiej typ 500 
 Miedź 0,40 mg 0,08 mg
 Cynk 3,07 mg 0,56 mg
 Mangan 0,40 mg 0,08 mg
 Selen 10,80 mg  
 Chrom 2,20 mg  
 Potas 340,00 mg 110,00 mg
Witaminy: Razowej typ 2000 Wrocławskiej typ 500
 Witamina B6 0,30 mg 0,02 mg
 Biotyna 10,00 mg 1,00 mg
 Witamina E 0,67 mg  
 Włókno pokarmowe 9,51 mg 3,15 mg
 W tym błonnik: 7,60 mg 0,31 mg

Jakie z tego można wyciągnąć wniosek ??? Przede wszystkim taki, że mąka biała nie zawiera w sobie praktycznie niczego, co jest dla nas wartościowe. Bo w końcu, czego nam potrzeba do życia ??? Samej czystej energii (w postaci skrobi), czy może wszystkiego tego (mikroelementy i witaminy), co pomaga tą skrobię pożytecznie zużyć. Sami sobie odpowiedzcie.

Następna kwestia problemów z porządnym i zdrowym chlebem polega, na co raz częstszych „problemach matematycznych” piekarzy. Parę miesięcy temu, gdy szukałem takiego porządnego chleba dla siebie i mojej rodziny, sprawdzałem temat „matematyczny” w kilku piekarniach. Z reguły wymagało to kilku krotnego wydzwaniania do danej piekarni by z reguły usłyszeć, że 100% żytni chleb składa się np. z 95% mąki żytniej i 5% mąki pszennej. Jaki to kurcze chleb 100% żytni !!!

Na koniec pozwolę sobie przytoczyć kilka cytatów za Michałem Tombakiem, autorem takich bestsellerów jak: „Uleczyć nie uleczalne”, „Czy można żyć 150 lat”, „Droga do zdrowia”.

„Myśl o tym, żeby zrezygnować z białego pieczywa, dla wielu osób jest nie do przyjęcia. Jeżeli cenicie Państwo swoje własne zdrowie, zdecydujcie się na ten krok. Proszę starać się spożywać chleb z mąki grubo mielonej i pieczony bez użycia drożdży. Bezwzględnie nie wolno jeść świeżego pieczywa wyrośniętego na drożdżach, należy odczekać2-3 dni, aby drożdże straciły swoją aktywność. O szkodliwości drożdżowego pieczywa wiedziano już 15 tysięcy lat temu w Egipcie. Do dziś zwyczaj spożywania chleba przaśnego wpisany jest w zasady kilku religii.”

„Na strawienie kawałka pieczywa lub drożdżówki potrzeba całego szeregu substancji, które będą pobierane z zapasów naszego organizmu. Mąka oczyszczona to skrobia, która pozbawiona jest informacji biologicznej i dlatego trawiona jest z trudem a niestrawione jej resztki wypełniają fałdy tłuszczowe organizmu. Każda gospodyni wie, co się dzieje, gdy zanurzymy mąkę w ciepłej wodzie. Pęcznieje ona, tworząc klajster podobny do kleju. Dokładnie tak samo niestrawiona skrobia pęcznieje w naszych jelitach, przeszkadzając normalnemu procesowi trawienia. Nie strawiona skrobia jest głównym sprawcą tworzenia się złogów we krwi, zanieczyszczenia naczyń krwionośnych krwionośnych powstawania kamieni w pęcherzyku żółciowym.

Żeby pieczywo, ciastka, herbatniki, bułeczki i praktycznie wszystkie produkty z białej mąki wyglądały bardziej apetycznie, stosuje się do ich produkcji różne domieszki: barwniki, środki aromatyczne, środki odkwaszające, przyspieszacze, utrwalacze, polepszacze, spulchniacze. Gdzie się później te wszystkie domieszki podziewają? Niestety, zostają w nas do końca życia. Drożdże piekarskie, na których wypiekana jest większość gatunków pieczywa, powodują procesy fermentacyjne w jelitach. Ponadto amerykańscy uczeni stwierdzili, że drożdże aktywizują powstawanie nowotworów. Spożywając chleb, zamieniamy swój organizm w „pole walki” między drożdżami znajdującymi się w chlebie a naturalną mikroflorą jelit. A ponieważ chleb spożywamy od najmłodszych lat, to właśnie mikroflora jelit u większości osób w zasadzie jest rzadkością. Zaparcia, wzdęcia brzucha, choroby układu pokarmowego to w wielu przypadkach skutki nadmiernego spożywania chleba.”

Chciałoby się wszystkim czytającym życzyć: Smacznego i na zdrowie !!! Ale chyba tego nie zrobię.

---

Zapraszam na

Blog PRO - Zdrowotny


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 23 października 2011

Buszujący w pszenicy - czy zboża sa zdrowe ?

Buszujący w pszenicy

- autor: astromaria

Źródło: Nowa Debata

Czytelnicy Nowej Debaty zdążyli już przywyknąć do tego, że zawsze kiedy aparat państwowo-medyczno-dietetyczno-farmaceutyczny formułuje i nagłaśnia jakieś zalecenia, bezpieczniej jest postępować dokładnie na odwrót – przynajmniej do czasu, aż można je zweryfikować na podstawie co najmniej kilku niezależnych źródeł. Niedawno opublikowana książka zatytułowana Wheat Belly (Pszeniczny Brzuch) jest kolejnym dowodem na roztropność takiej postawy. Jej autor, William Davis, na co dzień praktykujący kardiolog i bloger, obala wypromowany przez urzędową dietetykę mit, że pełnoziarniste pokarmy są zdrowe i dlatego powinny być podstawą codziennej diety. Zdaniem Davisa, zarówna praktyka lekarska, jak i współczesna wiedza naukowa, dostarcza niezbitych dowodów na to, że zboża, a zwłaszcza pszenica, mogą być dla wielu osób źródłem „nieuleczalnych” schorzeń przewlekłych (np. nadciśnienie, cukrzyca, choroby serca, migreny, bóle stawów, artretyzm, alergie itp.), wobec których „zfarmaceutyzowana” medycyna jest bezradna. Wheat Belly to kolejne potwierdzenie tego, że niskotłuszczowa dieta oparta na zbożach wpędza ludzi w chorobę, a chorym nie pozwala wyzdrowieć, zwiększając jedynie ich zależność od lekarstw.

Wheat Belly to bardzo ważna książka, ponieważ mówi o tym, czego trudno dowiedzieć się od swojego lekarza – nie dlatego, że nie chce powiedzieć, ale dlatego, że nie wie. Mało kto wie tak dużo o wpływie pszenicy na zdrowie człowieka co dr William Davis. Autor zebrał wiedzę na ten temat nie tylko z literatury medycznej, sięgnął również do genetyki rolniczej, która w ciągu ostatnich 50 lat tradycyjną pszenicę zamieniła w produkt hybrydowy – opłacalny, odporny i wydajny, ale praktycznie bez związku z pierwowzorem. Przypomnijmy tylko, że za biologiczno-genetyczną modyfikacją pszenicy stały szlachetne intencje. W latach 60-tych zapanował za Zachodzie strach przed przeludnieniem i głodem na świecie. Zwiększoną uprawę zbóż zaczęto przedstawiać jako jedyny ratunek ludzkości, przeciwstawiając ją „szkodliwej” hodowli bydła i produkcji mięsa. W atmosferze tamtej histerii rząd USA oraz inne wysoko rozwinięte państwa zaczęły inwestować olbrzymie kwoty w badania naukowe mające na celu ulepszanie roślin i zwiększanie plonów. I to się udało – np. średni plon z hektara jest dziś dziesięciokrotnie wyższy niż jeszcze 100 lat temu. Jednak za sprawą genetyki i biotechnologii pszenicę zmodyfikowano do tego stopnia, że tylko dla niepoznaki wciąż nosi nazwę „pszenicy”.

Za sprawą gwałtownej ekspansji rolnictwa, współczesny świat, oprócz kukurydzy i ryżu, stoi dziś pszenicą. Jej uprawy objęte są wielkimi dotacjami finansowymi, a producenci pszenicy to jedno z najbardziej wpływowych lobby producenckich oddziałujących na świat polityki, gospodarki oraz nauki. Według informacji na stronie internetowej „pszenica.uprawy.info”:

Na świecie zbiera się zbóż ogółem 2180-2200 milionów ton, z tego około 650 milionów ton ziaren pszenicy, co daje jej trzecie miejsce po ryżu i kukurydzy. W strukturze zasiewów na świecie pszenica zdecydowanie zajmuje pierwsze miejsce z powierzchnią 220 milionów hektarów.


Ktoś te wszystkie zboża musi jeść; żeby produkcja i dystrybucja się opłacały, potrzebny jest popyt. I w tej potrzebie należy upatrywać rzeczywistych przyczyn, dla których „pełnoziarniste produkty zbożowe” zostały rozpropagowane przez aparat państwowo-medyczny na całym świecie jako „zdrowa żywność” i stały się podstawą piramidy żywieniowej opracowanej przez amerykańskie ministerstwo rolnictwa (ang. USDA) na początku lat 80-tych. Trzeba pamiętać, że zadaniem USDA, podobnie jak każdego innego ministerstwa rolnictwa na świecie, jest przede wszystkim promocja wyrobów rodzimego rolnictwa, z których dominująca część to właśnie zboża, kukurydza i ryż. Nic dziwnego, że piramida „zdrowego odżywiania” opracowywana przez ministerialnych urzędników zaleca spożywanie głównie tych produktów.


Przypomnijmy, że po raz pierwszy publiczne rekomendacje dotyczące zwiększonego spożycia zbóż sformułowała w 1977 roku komisja Senatu USA pod przewodnictwem senatora Georga McGoverna, który uchodził za przedstawiciela lobby producentów zbóż w amerykańskim senacie. Po przyjęciu przez senatorów dokumentu pt. „Cele żywieniowe dla Stanów Zjednoczonych” w propagowanie zbóż jako „zdrowej żywności” automatycznie zaangażowały się wszystkie instytucje rządowe, związane z państwem ośrodki naukowo-medyczne oraz niektóre uniwersytety, zwłaszcza te zainteresowane promocją „hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej”. Zaangażowanie środowisk naukowych okazało się bardzo skutecznym zabiegiem, ponieważ nadało polityczno-ekonomiczno-ideologicznym działaniom rządu USA naukowo-medyczną podbudowę. Dzięki temu zboża można było teraz propagować pod pretekstem „troski o zdrowie”, a konkretnie „wojny z tłuszczem i cholesterolem”. Od strony marketingowej strategia ta okazała się niezwykle efektywna – ludzie chętniej wierzą naukowcom niż urzędnikom czy politykom. I nie ma przy tym znaczenia, że w dzisiejszym świecie role te uległy głębokiemu przemieszaniu.

Efekt końcowy jest taki, że zgodnie z informacjami we wspomnianym wyżej portalu „pszenica.info.pl”, spożycie globalne pszenicy na osobę wynosi dziś ok.70 kg rocznie. Dr Micheal Eades, lekarz i autor książek o zaletach żywienia niskowęglowodanowego, który na swoim blogu napisał pozytywną recenzję Wheat Belly, przytacza dane, według których przeciętny Amerykanin zjada dziś ok. 360 bochenków pszenicznego chleba rocznie. Półki sklepów uginają się od rozmaitych produktów zawierających pszenicę. I nie chodzi tylko o mąkę oraz jej wypieki (chleb, bułki, bagietki itp.), o rozmaite ciastka, ciasta i ciasteczka, a również o przeróżne rodzaje płatków śniadaniowych. Pszenica jest dziś składnikiem wielu rodzajów żywności przetworzonej, nawet sosów do mięs. Jeśli dodamy do tego piwo, okaże się, że tylko ułamek powierzchni w sklepach spożywczych zajmują pokarmy wolne od zbóż, w tym pszenicy.


Mamy zatem sytuację, w której, niemal codziennie – czy to robiąc zakupy w lokalnym sklepie, czy odwiedzając ulubioną restaurację – chcąc nie chcąc buszujemy w zbożach, często nawet o tym nie wiedząc. Tym bardziej może zainteresować naszych czytelników wywiad (część 1 i część 2), jakiego dr William Davis, autor książki Wheat Belly, udzielił Tomowi Naughtonowi, autorowi znanego filmu Fat Head (w polskiej wersji Grubi, nie głupsi). Przytaczamy poniżej obszerne fragmenty tej rozmowy, która dotyczy zdrowia, diety, nauki, medycyny i polityki – czyli zagadnień, które są w dzisiejszym świecie ze sobą nierozerwalnie związane.

Tom Naughton: Jest Pan kardiologiem, a mimo to napisał Pan książkę na temat szkodliwości spożywania pszenicy. Jak zainteresował się Pan właśnie pszenicą? Na jakiej podstawie zaczął Pan podejrzewać, że pszenica może być przyczyną wielu współczesnych problemów zdrowotnych?

William Davis: Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu. Zalecałem wtedy swoim pacjentom całkowite wyeliminowanie z diety pszenicy. Robiłem to zgodnie z prostą logiką: skoro pokarmy z pszenicą podnoszą poziom cukru we krwi bardziej niż każda inna żywność, w tym biały cukier, to zaprzestanie spożywania pszenicy powinno stężenie cukru we krwi obniżać. Poziom glukozy we krwi uznawałem za podstawowy problem, ponieważ ok. 80% osób odwiedzających mój gabinet miało cukrzycę, albo „przedcukrzycę”, albo stan, który ja nazywam „przed-przed-cukrzycą” [w oryg. pre-pre-diabetes]. Mówiąc krótko, większość moich pacjentów miała zaburzone parametry metaboliczne.

Rozdawałem moim pacjentom prostą, dwustronicową ulotkę ze wskazówkami mówiącymi, w jaki sposób mają wyeliminować z diety pszenicę i jak uzupełnić utracone w ten sposób kalorie jedząc więcej zdrowych pokarmów takich jak warzywa, orzechy, mięso, jaja, awokado, oliwki, oliwa z oliwek itp. Po trzech miesiącach wracali do mnie z niższym poziomem glukozy we krwi na czczo oraz niższym stężeniem hemoglobiny A1c, która odzwierciedla poziom cukru w okresie ostatnich 60 dni. Niektórzy „cukrzycy” stawali się „nie-cukrzykami”. Podobnie działo się u „przedcukrzyków”. Zwykle wracali też ważąc ok. 15 kg mniej.


Ale nie tylko to. Ci, którzy zrezygnowali z pszenicy, opowiadali mi o innych zmianach na lepsze: ustępowały u nich bóle stawów, cofał się artretyzm, znikały przewlekłe wysypki; astma cofała się na tyle, że niektórzy mogli odstawić inhalatory; znikały przewlekłe infekcje zatok przynosowych; ustępowała opuchlizna nóg; znikały ciągnące się latami migreny i bóle głowy; dochodziło do złagodzenia objawów choroby refluksowej przełyku oraz zespołu jelita drażliwego. Na początku tłumaczyłem pacjentom, że to tylko zbieg okoliczności. Ale to samo powtarzało się tyle razy, że nie mogło być dziełem przypadku. Było to ewidentnie powtarzalne zjawisko.

Zacząłem wtedy wszystkim swoim pacjentom zalecać, aby zrezygnowali ze spożywania pszenicy. Zawsze kiedy tak się działo, obserwowałem poprawę stanu zdrowia dotyczącą bardzo różnych schorzeń. Jak dotąd nie było nawrotów.

TN: W swojej książce przytacza Pan sporo badań naukowych, ale również powołuje się na przypadki z własnej praktyki lekarskiej. Powstaje zatem pytanie z gatunku, co było pierwsze – jajo czy kura? Czy najpierw zaobserwował Pan, że pacjenci, którzy jedzą dużo pszenicy, mają więcej kłopotów ze zdrowiem i dopiero wtedy zaczął Pan wertować literaturę naukową pod kątem weryfikacji swojej hipotezy? Czy było na odwrót i znane Panu badania naukowe sprawiły, że zaczął Pan zwracać uwagę na skład diety swoich pacjentów?

WD: Doświadczenie praktyczne było pierwsze. Jednak uderzyło mnie to, że chociaż moje przypuszczenia były już tak dobrze udokumentowane w literaturze medycznej, to pozostawały w większości ignorowane i nie przebijały się ani do opinii publicznej, ani do świadomości przeważającej części moich kolegów-lekarzy. Znaczna część tych źródeł pochodzi z badań genetycznych prowadzonych w rolnictwie, a mogę Pana zapewnić, że moi koledzy nie studiują tej dziedziny. Ale ja się nie tylko w nią wgłębiłem, rozmawiałem również z badaczami z ministerstwa rolnictwa [ang. USDA] oraz naukowcami z wydziałów rolnictwa na różnych uniwersytetach. Dzięki temu udało mi się dogłębnie zrozumieć tę problematykę.

Jeden z powodów, dla którego te informacje nie zostały dotychczas upublicznione, polega na tym, że genetycy zajmujący się produkcją rolniczą pracują na roślinach, a nie na ludziach. W środowisku tym panuje powszechny i głęboko zakorzeniony pogląd, że bez względu na to jakich technik używa się przy genetycznych modyfikacjach takich roślin jak pszenica, i tak nadają się one do spożycia przez ludzi. Pewnych pytań się tam po prostu nie zadaje. Moim zdaniem to fundamentalny błąd, który leży u źródeł cierpienia wielu ludzi, którzy w dobrej wierze spożywają produkty inżynierii genetycznej, błędnie nazywane „pszenicą”.

TN: Zatem po zidentyfikowaniu pszenicy jako źródła różnych dolegliwości , zaczął Pan doradzać swoim pacjentom rezygnację ze spożywania pszenicy. Ale co skłoniło Pana do zrobienia kolejnego kroku tj. napisania książki na ten temat?

WD: To co zaobserwowałem u ludzi, którzy wyeliminowali pszenicę ze swojej diety, przeszło moje oczekiwania. W ciągu 6 miesięcy zrzucali ok. 30 kg wagi, poprawiał się u nich nastrój, wracała chęć do życia, ustępowały schorzenia związane ze stanami zapalnymi np. wrzodziejące zapalenie jelita grubego lub reumatoidalne zapalenie stawów, znikały przewlekłe wysypki. Efekty te powtarzały się raz po raz. Uznałem wtedy, że nie mogę przemilczeć tej kwestii i ukryć jej w zaciszu swojego gabinetu.

Rzecz jasna wciąż potrzebujemy więcej dowodów na szkodliwość pszenicy, zanim zdecydujemy się zrezygnować z jej spożycia, a zwłaszcza jej genetycznie modyfikowanej odmiany, którą się nam wciska jako „pokarm”. Jednak moim zdaniem dane, które już dziś są dostępne, dostatecznie uzasadniają rozpoczęcie publicznej debaty na ten temat. Na jej podstawie ludzie mogliby podejmować świadome decyzje. Obecną sytuację można porównać do tej, w której mieszkańcy jednej wioski piją wodę z tej samej studni i 9 na 10 osób wskutek tego choruje. Kiedy przestają pić, wszyscy zdrowieją, a kiedy ponownie zaczynają pić wodę z tej studni, znowu chorują. Czy mając takie powtarzalne obserwacje co do przyczyny i skutku, wciąż potrzebujemy badań klinicznych, aby tę relację udowodnić ? Moim zdaniem, nie potrzebujemy.


Przed nami długa i trudna batalia, która rozegra się w tzw. sferze publicznej. Pszenica zaspokaja dziś ok. 20 % wszystkich spożywanych przez człowieka kalorii. Do jej uprawy, zbierania, nawożenia, ochrony, przetwarzania i dystrybucji potrzebna jest rozbudowana infrastruktura. Z tego powodu to, o czym mówię, stanowi potencjalne zagrożenia dla sytuacji zawodowej setek tysięcy, a nawet milionów ludzi będących częścią tej infrastruktury. Podobną batalię stoczyliśmy (i wciąż ją prowadzimy), kiedy okazało się, że palenie jest szkodliwe dla zdrowia. Wówczas, kiedy pytano ludzi związanych z przemysłem tytoniowym o to, jak mogą pracować dla firm niszczących ludzkie zdrowie, odpowiadali: „Miałem rodzinę na utrzymaniu i kredyt hipoteczny do spłacenia”. Hipoteza o szkodliwości pszenicy uderza wielu ludzi tam, gdzie jest to bardzo bolesne tj. w ich portfel. Jednak osobiście nie mam ochoty z tego powodu poświęcać swojego zdrowia, a także zdrowia mojej rodziny, przyjaciół, sąsiadów i pacjentów, i nie chcę pozwolić, aby to niekorzystne status quo trwało.

TN: Czytając Pańską książkę, z każdą stroną coraz mocniej nasuwała mi się następująca myśl: „Wiedziałem, że chleb nie jest dla nas zdrowy, ale jest gorzej niż myślałem”. Czy miał Pan podobne przemyślenia zbierając materiały do książki? Czy zdziwiło Pana, jak wiele problemów fizycznych i psychicznych wywołuje pszenica?

WD: Tak. Od samego początku wiedziałem, że pszenica jest niezdrowa. Czasem wydawało mi się nawet, że popełniam jakiś błąd, skoro jest ona tak popularna wśród przedstawicieli agrobiznesu, rolników, naukowców zajmujących się rolnictwem, urzędników USDA, ekspertów FDA [Urząd ds. Żywności i Leków – przyp. tłum.], członków Amerykańskiego Towarzystwa Dietetycznego itp. Jednak im bardziej zagłębiałem się w temat, tym gorsza była moja opinia na temat tego produktu, który się nam sprzedaje pod nazwą „pszenica”.

Jestem świadomy niebezpieczeństwa stronniczości wyrażonego w powiedzeniu : „dla człowieka z młotkiem, wszystko wygląda jak gwóźdź”. Jednak kiedy widzi się, jak schorzenie za schorzeniem ustępuję po wyeliminowaniu z diety pszenicy, trudno nie wyrobić w sobie przekonania, że ogrywa ona kluczową rolę w powstawaniu dziesiątek powszechnych dolegliwości zdrowotnych.

TN: W swojej książce opisuje Pan współczesną pszenicę jako produkt krzyżowania międzygatunkowego [ang. cross-breeding]. Czy krzyżowanie jest z definicji złe? Czy nie odbywa się w naturze na co dzień?

WD: To prawda, Ludzie, rośliny i zwierzęta to produkty krzyżówek lub hybrydyzacji. Miłość, seks i krzyżowanie się napędzają świat, czynią życie ciekawym. Problem polega na tym, że genetycy stosują ten termin bardzo swobodnie.

Na przykład, poddając nasiona pszenicy i embriony działaniu przemysłowej trucizny o nazwie azydek sodu, wywołuje się w jej kodzie genetycznym mutacje. Ale czym jest azydek sodu? Zgodnie z zaleceniami specjalistów z Centrum Kontroli Chorób [ang. Centers for Disease Control] osoby, która połknęła tę substancję i przestała wskutek tego oddychać, nie wolno ratować za pomocą sztucznego oddychania, ponieważ grozi to śmiertelnym zatruciem ratownika. Należy pozostawić ją samej sobie, aż umrze. A jeśli ofiara wymiotuje, nie wolno spłukiwać wymiocin w zlewie, ponieważ może dojśc do eksplozji , co się zdarzało. Tak więc kiedy poddamy pszenicę działaniu azydeku sodu , otrzymujemy mutacje, do której dochodzi w procesie tzw. mutagenezy. Ziarna i embriony pszenicy poddaje się również działaniu promieniowania gamma oraz wysokich dawek promieniowania rentgenowskiego. Wszytkie te metody klasyfikowane są dziś jako „hybrydyzacja” lub, co jeszcze bardziej mylące, jako „tradycyjne metody hodowli roślin” [ang. traditional breeding techniques]. Nie wiem jak u Pana, ale krzyżowanie się między ludźmi, których ja znam, nie polega na wzajemnym traktowaniu się truciznami, ani na spędzaniu romantycznej nocy w cyklotronie dla wywołania mutacji w potomstwie.

Nawiasem mówiąc, te „tradycyjne techniki hodowli roślin” są bardziej inwazyjne, jeśli chodzi o skład genetyczny roślin, niż inżynieria genetyczna. Jak na ironię Amerykanie protestują przeciw żywności genetycznie modyfikowanej (GMO) tj. dodawaniu bądź usuwaniu pojedynczego genu, podczas gdy inżynieria genetyczna to wielki postęp w stosunku do „tradycyjnych metod hodowlanych”, które stosowane są od dziesięcioleci.

TN: Poznaliśmy się osobiście ponad 1 rok temu. Jest Pan szczupłym mężczyzną, aż dziw bierze, że nosił Pan kiedyś ze sobą swój własny „pszeniczny brzuch”. Proszę opisać jak zmieniła się Pańska kondycja fizyczna i zdrowie od czasu, kiedy przestał Pan jadać pszenicę.


WD: 14 kg temu, kiedy jeszcze byłem entuzjastą „zdrowych pełnoziarnistych pokarmów zbożowych”, stale zmagałem się z trudnościami z koncentracją i brakiem energii. Kawa, spacery i ćwiczenia fizyczne były moim sposobem na walkę z powracającą otępiałością. Wyniki badań stężenia cholesterolu odzwierciedlały moje zamiłowanie do produktów pszenicznych: HDL 27 mg/dl (bardzo mało), trójglicerydy 350 mg/dl (BARDZO dużo), a poziom cukru w granicach cukrzycy (161 mg/dl). Miałem wysokie ciśnienie krwi ok. 150/90, a wszystkie dodatkowe kilogramy nosiłem wokół pasa. Był to mój własny, typowy pszeniczny brzuch.

Rozstanie z pszenicą umożliwiło mi zrzucenie niechcianych kilogramów wokół pasa, poziom cholesterolu we krwi zmienił się na lepsze (HDL 63 mg/dl, trójglicerydy 50 mg/dl, LDL 70 mg/dl), poziom cukry spadł do 84 mg/dl, a ciśnienie krwi ustabilizowało się na poziomie 114/74 – wszystko bez lekarstw. Innymi słowy, to, co wymagało naprawy, naprawiło się samo. Odzyskałem też zdolność koncentracji. Potrafię się teraz skupić na czymś tak długo, że moja żona krzyczy na mnie, żebym przestał. Koniec końców, w wieku 54 lat czuję się lepiej niż wtedy, kiedy miałem lat 30.

TN: Jak zmienił się sposób, w jaki Pan leczy ludzi, na podstawie tego, co Pan dziś wie o pszenicy i innych zbożach.

WD: Dużo skuteczniej pomagam teraz swoim pacjentom odzyskać zdrowie. U ludzi, którzy eliminują z diety pszenicę, ograniczają spożycie innych węglowodanów oraz stosują się do innych zdrowych dla serca zaleceń (m.in. suplementacja kwasami omega 3 i tłuszczami rybimi, suplementacja witaminą D do uzyskania w teście 25-Hydroxy poziomu 60-70 ng/ml, suplementacja jodem i normalizacja funkcji tarczycy) nie obserwuję ataków serca. Z zawałami spotykam się jedynie u tych osób, które dopiero co spotkałem, lub u tych, którzy z jakiś powodów (zwykle z braku przekonania) nie przestrzegają diety. Na przykład jeden ksiądz, którego leczę, cudowny i dobry człowiek, nie potrafił odmówić sobie tych wszystkich pączków, ciastek i chleba, które codziennie przynosili mu jego parafianie. Niestety, mimo że wszystko inne robił jak trzeba, miał zawał.

Mimo że taki sposób odżywiania może się wydawać dziwny, w rzeczywistości ma przemożny wpływ na organizm człowieka. Jaka inna dieta jednocześnie prowadzi do spadku wagi, likwiduje przyczyny chorób serca, np. małe, gęste cząsteczki LDL, leczy cukrzycę i przed-cukrzycę i pomaga w tak wielu innych schorzeniach?

TN: Wielu Pana pacjentów wyzdrowiało z rzekomo nieuleczalnych chorób dzięki rezygnacji ze spożywania z pszenicy. Proszę opisać jeden lub dwa najbardziej dramatyczne przypadki.

WD: Do głowy przychodzą mi dwie osoby, głownie z uwagi na sposób, w jaki zareagowały na dietę, a także dlatego, że wciąż przeszywa mnie dreszcz na samą myśl o tym, jak wyglądałoby dziś ich życie, gdyby nie dokonały zmiany żywieniowych.

W książce opisałem historię Wendy, 36 letniej matki i nauczycielki, która chorowała na ciężkie wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Było z nią tak źle, że będąc na trzech lekach, miała ciągłe skurcze, biegunki i krwotoki tak obfite, że wymagała transfuzji. Kiedy ją poznałem, powiedziała mi, że jej gastrolog i chirurg zaplanowali już dla niej operację usunięcia jelita grubego oraz ileostomię. Wskutek tego zabiegu jej życie zmieniłoby się nieodwracalnie. Do końca życia musiałaby chodzić ze specjalną torbą na stolec. Zaleciłem jej natychmiast, aby zrezygnowała z pszenicy w diecie. Na początku nie chciała tego zrobić, gdyż wykonana u niej biopsja jelit oraz badania krwi wykazały, że nie choruje na celiakię. Mimo to więdząc, jakie niezwykłe rzeczy dzieją się po odstawieniu pszenicy, udało mi się ją przekonać – nie miała nic do stracenia. Po trzech miesiącach nie tylko schudła 12 kg, ale ustąpiły też wszystkie skurcze, biegunki i krwawienia. Minęło już dwa lata, a Wendy odstawiła wszystkie leki, a po chorobie nie ma śladu. Jej okrężnica pozostała nienaruszona i nie ma potrzeby korzystania ze specjalnych toreb. Można powiedzieć, że jest wyleczona.

Drugi przypadek, również opisany w książce, to Jason, 26-letni programista komputerowy, chorujący na bolesne zapalenia stawów. Żaden z trzech badających go reumatologów nie potrafił postawić diagnozy. Mimo to każdy przepisywał leki przeciwzapalne i przeciwbólowe, które nie pomagały. Jason cały czas zmagał się z chodzeniem i nie był zdolny do poważniejszej aktywności fizycznej niż krótki spacer. Po pięciu dniach od wyeliminowania z diety pszenicy, ustały u niego wszystkie bóle stawów. Na początku nie chciał uwierzyć, że chodzi o pszenicę. Uważał to za niedorzeczne. Postanowił zjeść kanapkę i bóle powróciły. Dziś w ogóle nie je pszenicy i nie wie, co to ból.


TN: Pana pacjenci mają szczęście, bo tam gdzie to możliwe zmienia Pan dietę chorego, zamiast wypisywać im lekarstwa. Niestety lekarze tacy jak Pan stanowią mniejszość. Na swoim blogu opisywałem niedawno sytuację, w której koleżance mojej żony przeszły nieznośne bóle głowy dopiero po tym, jak przestała jeść zboża. Przedtem odwiedziła kilku lekarzy, którzy przepisywali jej tylko kolejne medykamenty. Dlaczego tak niewielu lekarzy ma świadomość tego, w jaki sposób zboża mogą wpływać na nasze zdrowie?

WD: Moim zdaniem cała współczesna medycyna podąża dziś drogą wysokich technologii, drogich i zyskownych procedur medycznych, leków oraz fatalnej opieki. Zbyt wiele osób w systemie straciło z oczu wizję pomagania innym, zapomniało, że naszą misją jest leczenie ludzi. Może to brzmi staroświecko, ale uważam, że opieka zdrowotna podlega dziś bardzo niedobrym tendencjom, które redukują jej znaczenie do transakcji finansowych obwarowanych przepisami prawa. Medycynie należy przywrócić jej związek z leczeniem ludzi.

Widzę również, że wielu lekarzy i ekspertów całkowicie rozczarowało się nieskutecznością porad żywieniowych. Jako że tzw. „wiedza” dietetyczna, upowszechniana od 50 lat, okazała się w tak wielu aspektach błędna, ludzie stracili wiarę, że odżywianie i metody naturalne mogą poprawić zdrowie człowieka. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że dieta i metody naturalne mają potężną moc uzdrawiania, pod warunkiem, że dobieramy je właściwie.

TN: Czy ma Pan nadzieję, że Pańska książka zmieni opinię lekarzy na temat diety, czy raczej opinia publiczna będzie musiała nauczyć się ignorować to, co mówią lekarze, i sama edukować się w zakresie zdrowia?

WD: Niestety, zapewne wiele osób przeczyta moją książkę, ich zdrowie ulegnie radykalnej poprawie, stracą na wadze, po czym opowiedzą o tym swojemu lekarzowi, a ten uzna te zmiany za zbieg okoliczności, urojenia lub efekt placebo. Wielu moich kolegów-lekarzy nie chce uznać potęgi diety nawet wtedy, kiedy na własne oczy widzą jej efekty. Zmiana tego nastawienia wymagać będzie bardzo dużo czasu.

Jednak muszę dodać, że coraz więcej lekarzy zaczyna otwierać się na metody leczenia niezwiązane ze standardowymi procedurami i lekarstwami. To oni będą, moim zdaniem, najbardziej pomocni dla swoich pacjentów, chcących poprawić swój stan zdrowia w zakresie, jaki opisałem w książce Wheat Belly.

TN: Gdyby więcej lekarzy znało problematykę, którą Pan opisuje, to myśli Pan, że zmieniliby swoje zalecenia dietetyczne? Czy raczej mantra, że „tłuszcze są niezdrowe, a zboża są zdrowe”, jest już zbyt głęboko zakorzeniona w mentalności tego zawodu?

WD: Nie ulega wątpliwości, że dogmat o tym, że „tłuszcze są niezdrowe, a zboża są zdrowe”, będzie jeszcze długo dominował wśród lekarzy. Jednak każdy, kto zapozna się z wyczerpującą argumentacją, którą przedstawiłem w swojej książce, dojdzie do przekonania, że tzw. pszenica nie jest już pszenicą, tylko całkowicie zmienionym wytworem badań genetycznych. Mając tę wiedzę, lekarze zrozumieliby, że wiele powszechnych schorzeń można wytłumaczyć spożyciem tej nowoczesnej „pszenicy” i jej wpływem na organizm człowieka.

TN: Prof. Robert Lustig uważa, że insulinoodporność oraz inne problemy metaboliczne wywołuje niemal wyłącznie nadmiar fruktozy. Z kolei Pan obwinia za to pszenicę. Kiedy byłem po trzydziestce, również u mnie zaczęły pojawiać się pierwsze objawy przed-cukrzycy, a prawie w ogóle nie jadłem cukru. Wiedziałem, że cukier jest niezdrowy, ale jadłem dużo makaronów, płatków i chleba. Proszę opisać, w jaki sposób spożycie pszenicy może wywołać cukrzycę typu 2 nawet u tych osób, które nie piją słodzonych napojów i nie zajadają się słodkimi batonami?

WD: Zgadzam się, że fruktoza to duży problem, jeśli chodzi o współczesną dietę Amerykanów. Podobnie jak pszenica, fruktoza znajdująca się w sukrozie [cukier trzcinowy lub buraczany – przyp.tłum], wysokofruktozowym syropie kukurydzianym [ang. HFCS], miodzie oraz syropie z agawy, sprzyja powstawaniu otyłości brzusznej [ang. visceral fat], podnosi poziom cukru we krwi, opóźnia usuwanie z krwi tzw. remnantów (pozostałości) chylomikronu [ang. chylomicron remnants], które przyczyniają się do arteriosklerozy. Z tego powodu w książce Wheat Belly nie twierdzę, że pszenica jest jedynym problemem w amerykańskiej diecie.

Jak wielu z nas przekonało się na własnej skórze, wyeliminowanie z diety cukru i fruktozy to bardzo dobry pomysł, ale nie rozwiązuje całego problemu, a jedynie jeden jego aspekt. Pszenica stanowi problem u ludzi, którzy wierzą, że jedzenie dużych ilości „zdrowych pełnoziarnistych produktów zbożowych” jest zdrowsze od jedzenia cukru.


Dwie kromki pełnoziarnistego chleba pszenicznego podnosi cukier bardziej niż biały cukier, bardziej niż wiele czekoladowych batonów. Aż dziw bierze, że mimo tego dietetycy wciąż zalecają zwiększone spożycie pełnoziarnistego pieczywa. Im więcej pszenicy jesz, tym wyżej i częściej rośnie u ciebie poziom cukru we krwi. To prowadzi do większych i częstszych wyrzutów insuliny do krwi, co z czasem wywołuje odporność na insulinę. A taki stan prowadzi wprost do cukrzycy.

Co ważne, te wysokie skoki stężenia cukru we krwi są szczególnie szkodliwe dla komórek beta trzustki, które odpowiadają za produkcję insuliny. Zjawisko to nazywa się glukotoksycznością. Komórki beta mają niewielką zdolność do regeneracji. Powtarzające się ataki glukotoksyczności zmniejszają liczbę zdrowych, produkujących insulinę komórek. Na skutek tego poziom cukru pozostaje na stałym, coraz wyższym poziomie, nawet na pusty żołądek. W ten sposób powstaje przedcukrzyca, prowadząca do cukrzycy.

Tak więc pszenica, której radzi nam się jeść coraz więcej, nie jest dobrą odpowiedzią na epidemię cukrzycy, która niebawem dotknie połowę Amerykanów, a 346 milionów ludzi na całym świecie. Moim zdaniem, spożywanie dużych ilości „zdrowych pełnoziarnistych produktów zbożowych” jest w dużej mierze przyczyną tej epidemii. Wyeliminowanie ich z diety pozwoli nam zapanować nad tą sytuacją, a nawet ją odwrócić.

TN: W swojej książce pisze Pan, że współczesna pszenica karłowata [ang. dwarf wheat] zawiera coraz więcej glutenu i wywołuje większe skoki glukozy we krwi w porównaniu z pszenicą, jaką jedli nasi pradziadkowie. Dr Jared Diamond i inni stawiają przekonującą tezę, że przyjęcie diety opartej na zbożach spowodowało, że ludzie stali się niżsi, grubsi i bardziej chorowici już w czasach przedbiblijnych, czyli wtedy kiedy współczesna, zmodyfikowana pszenica jeszcze nie istniała. Czy zatem pszenica zmieniła się z dobrej żywności na złą, czy raczej ze złej żywności na jeszcze gorszą?

WD. Wybrałbym raczej tę drugą odpowiedź. Pszenica nigdy nie była dobrą żywnością dla człowieka i jej spożycie zawsze wywoływało wiele negatywnych skutków u części populacji. Jednak dzisiejsza pszenica to już pokarm fatalny, szkodliwy dla zdrowia niemal u wszystkich.

Rzecz jasna, gdybyśmy głodowali, i jedyną dostępną żywnością byłby chleb, powinniśmy jeść chleb. Nie ulega wątpliwości, że pszenica, na wczesnym etapie rolnictwa, służyła do tego, aby przetrwać okresy, w których brakowało pokarmów upolowanych lub zebranych. Jak zauważa dr Diamond, pszenica, jako wypełniacz kaloryczny pozwalający przeżyć bez polowania, jest żywnością wygodną. Jednak od samego początku jej spożycie miało negatywne dla zdrowia skutki. Nawet wczesne odmiany takie jak pszenica samopsza [ w oryg. einkorn – przyp tłum.] i płaskurka [w oryg. emmer] nie były dla człowieka zdrowe. Znane są doniesienia już z roku 100 n.e. dotyczące występowania celiakii.

Jednak dopiero zmiany genetyczne, dokonane w ostatnich 40-50 latach, w połączeniu z globalnymi zaleceniami spożywania coraz większej ilości pszenicy, doprowadziły do dzisiejszej tragicznej sytuacji. Te okoliczności zmieniły pszenicę z niezdrowego składnika naszej diety w dietetyczną zmorę całej ludzkości.

TN: Porozmawiajmy o konkretnych schorzeniach, które pszenica wywołuje lub pogarsza. Jeden z czytelników mojego bloga pisał o swojej siostrze, która wyzdrowiała ze stwardznienia rozsianego po odstawieniu pszenicy. Inni opowiadali mi o wyzdrowieniu z fibromialgii , ADD oraz depresji. Czy wszyscy oni to „świry”, czy może „zdrowe produkty pełnoziarniste” mają związek z tymi schorzeniami?

WD: Mimo że w ostatnich kilkunastu latach sam widziałem niewiarygodną poprawę zdrowia po odstawieniu pszenicy u tysięcy pacjentów, do dziś dowiaduje się o coraz to nowych efektach. Niemal co tydzień ktoś pisze do mnie o tym, jak poprawiło się jego zdrowie po rezygnacji z pszenicy.

Ja również słyszałem o wielu przypadkach poprawy, a czasami wręcz wyleczeniu z fibromialgii , ADD lub depresji. Jeśli chodzi o MS, widziałem poprawę tylko w dwóch przypadkach. Jest to stosunkowo rzadka choroba i nie spotykam się z nią często jako kardiolog. Niemniej biorąc pod uwagę siłę oddziaływania pszenicy na różne aspekty zdrowia człowieka, nie zdziwiłbym się, widząc remisję również i tej choroby, zwłaszcza że składniki pszenicy wywołują stany zapalne w obrębie centralnego układu nerwowego.

Niestety większość moim kolegów-lekarzy ignoruje ten związek i postrzega go jako czysty zbieg okoliczność. Dzieje się tak pomimo tego, że u wielu osób stany zapalne można w sposób powtarzalny „włączać” i „wyłączać” poprzez włączenie lub eliminację pszenicy z diety. Pogląd, że pełnoziarniste pokarmy zbożowe są zdrowe, jest dziś tak głęboko zakorzeniony w sposobie myślenia pracowników służby zdrowia, że są oni bardzo niechętni jakimkolwiek zmianom.

Nie sądzę, żeby moja książka wywoływała masową histerię, wskutek której każdy wyrzuci do śmieci wszystkie pokarmy z pszenicą tylko dlatego, że ja tak mówię. Pacjenci sami opowiadają o wielu korzyściach zdrowotnych związanych z eliminacją z diety pszenicy: tracą na wadze bez ograniczania liczby spożywanych kalorii, czują ulgę w przypadku wielu schorzeń, doświadczają subiektywnej poprawy samopoczucia i przypływu energii. Mogę powiedzieć, że wyeliminowanie z diety pszenicy jest najbardziej zadziwiającym i najskuteczniejszym sposobem na poprawę zdrowia, z jakim się spotkałem w swojej 25-letniej praktyce lekarskiej.

TN: Osobiście zrezygnowałem z pszenicy i innych zbóż głównie po to, aby schudnąć. Jednak miło się zdziwiłem, kiedy kilka innych dolegliwości również w krótkim czasie ustąpiło, m.in. łuszczyca, lekka astma, choroba refluksowa przełyku, zapalenie stawów. Jak często widział Pan rezultaty podobne do moich i dlaczego pszenica miałaby w ogóle wywoływać te schorzenia?

WD: Zmiany, które Pan opisał, to reguła, a nie wyjątek. Tylko czasami zdarza się osoba, która zrezygnowała z pszenicy i powie: „Straciłam na wadze 1,5 kg w ciągu miesiąca i nic innego się nie stało”.


Ostrożnie szacuję, że u 70% globalnej populacji oprócz utraty wagi, eliminacja z diety pszenicy poprawia stan zdrowia. … Różnorodność chorób spowodowanych spożyciem pszenicy, lub które się wtedy nasilają, jest doprawdy zdumiewająca.

Nie ma jednego składnika pszenicy, który odpowiada za wszystkie negatywne skutki zdrowotne związane z spożywaniem tego zboża. Gliadyna bezpośrednio wywołuje stany zapalne, ale również pobudza apetyt. Gluten odpowiada za występowanie stanów zapalnych w jelitach oraz centralnym układzie nerwowym. Lektyny sprawiają, że jelita stają się bardziej przepuszczalne dla obcych białek, które wywołują schorzenia związane z zapaleniem bądź reakcją autoimmunologiczną (np. reumatoidalne zapalenie stawów i toczeń rumieniowaty). Amylopektyna A odpowiedzialna jest za powstawanie otyłości brzusznej, tj. „pszenicznego brzucha”, która jest przyczyną stanów zapalnych, insulinoodporności, cukrzycy, zapalenia stawów oraz chorób serca.

TN: Więc jeśli chodzi o dolegliwości w układzie pokarmowym, głównym winowajcą jest zawarty w pszenicy gluten oraz lektyny? Czy jeszcze inne czynniki odgrywają jakąś rolę?

WD: Dziwne jest to, że choć pszenica negatywnie wpływa na niemal wszystkie aspekty funkcjonowania układu pokarmowego, i nie chodzi jedynie o celiakię, przyczyny tego zjawiska pozostają w dużej mierze poza zainteresowaniem badaczy. Zatem mogę jedynie spekulować, dlaczego pszenica tak mocno oddziałuje na ten aspekt zdrowia człowieka. Prawdopodobnie ma to związek z gliadyną, glutenem i lektynami działającymi pojedynczo lub w połączeniu. Jestem przekonany, że oprócz tych trzech składników są w pszenicy jeszcze inne szkodliwe dla człowieka substancje, działaniem których można by wyjaśnić, dlaczego efekt końcowy jest czymś więcej niż sumą składowych. Mam na myśli to, że eliminacja pszenicy z diety daje rezultaty, które wykraczają poza to, co wiemy o działaniu każdego składnika z osobna.

TN:Czy każdy rodzaj glutenu jest równie szkodliwy, czy gluten dzieli się na lepszy i gorszy? I jeśli niektóre rodzaje glutenu są gorsze, to czy gluten zawarty we współczesnej pszenicy jest szczególnie niekorzystny dla człowieka?

WD: Struktura aminokwasów glutenu może być różna, ale wszystkie jego odmiany mają jedną i tę samą cechę, pożądaną przez piekarzy i konsumentów – lepkosprężystość [ang. viscoelasticity]. Dzięki niej można modelować ciasto podrzucając je w powietrze, można formować kawałki pizzy, można nadawać mu dowolne kształty – od pity po ciabattę.


Najgorszym i najbardziej szkodliwym rodzajem glutenu są jego nowe odmiany będące owocem pracy genetyków. Zmiany wprowadzone w zakresie zbioru genów „D” („genomu”), które są charakterystyczne dla dzisiejszej pszenicy półkarłowatej [ang. semi-dwarf wheat] najprawdopodobniej doprowadziły do czterokrotnego wzrostu zachorowań na celiakię. Tylko w ostatnich 20 latach zapadalność na tę chorobę podwoiła się. Mniej szkodliwy gluten występował w starych odmianach pszenicy takich jak samopsza i płaskurka – mniej szkodliwy, ale nie nieszkodliwy.

Moim zdaniem gluten w każdej formie, a już szczególnie ten dzisiejszy, jest dla człowieka tak szkodliwy, że najlepiej byłoby się z nim całkowicie rozstać.

TN: Czy swoim pacjentom zaleca Pan dietę beglutenową, czy zarówno bezglutenową jak i bezcukrową? Pytam o to, ponieważ kiedy ludzie rezygnują z obu produktów, nabierają przekonania, że ich dolegliwości powodował cukier, a nie zboża.

WD: Tak, cukier jest również na liście pokarmów niedozwolonych. Nie ulega wątpliwości, że przynajmniej dla niektórych ludzi, zwłaszcza młodych, dużym problemem jest spożycie cukru w napojach, fast-foodach i rozmaitych przekąskach.

Jednak u większości ludzi samo wyeliminowanie z diety cukru połączone ze spożywaniem zwiększonej ilości “zdrowych pokarmów pełnoziarnistych” zamiast do chudnięcia, prowadzi do tycia. Często doświadczają tego osoby, które w dobrej wierze stosują się do zaleceń tzw. zdrowego dożywiania, ograniczają spożycie słodkich przekąsek, zwiększają spożycie „zdrowych produktów pełnoziarnistych” i w efekcie kończą z 10 -, 20 – , a nawet 40-kilogramową nadwagą.

Tymczasem należy odwrócić kolejność, czyli w pierwszym rzędzie zrezygnować z pszenicy, a ochota na słodycze niemal zawsze znacząco maleje, ponieważ eliminuje się z diety pobudzającą apetyt gliadynę. Dużo łatwiej jest najpierw zrezygnować z pszenicy niż z cukrów.

Rzecz jasna w całej sprawie nie chodzi tylko o to, ile ważymy. Liczą się również inne aspekty zdrowia, na które nawet cukier nie ma wpływu, takie jak zapalenia stawów, choroba refluksowa przełyku, zespół drażliwego jelita, wysypki, negatywny wpływ na mózg, zatrzymywanie wody w organizmie itp.

TN: W znanej książce pt. Nutrition and Physical Degeneration dr Weston A. Price opisywał, jak tradycyjne populacje namaczały i fermentowały ziarna zbóż przed ich spożyciem. Czy uważa Pan, że w ten sposób zboża stają się mniej szkodliwe dla zdrowia? Czy raczej dzisiejsze zmutowane odmiany pszenicy są tak bardzo przepełnione niebezpiecznymi białkami, że te tradycyjnie metody niewiele zmieniają?

WD: Namaczanie i fermentacja sprawia, że w pszenicy, pokarmie szkodliwym, zmniejsza się, poza innymi rzeczami, zawartość lektyn i glutenu. Innymi słowy pszenica staje się wskutek tego pokarmem mniej szkodliwym. Ale trzeba uważać, aby nie wpaść w tę samą pułapkę, w jaką wpadli dietetycy i urzędy zajmujące się tzw. zdrowiem publicznym. Zalecają one, aby pokarm szkodliwy (białą mąkę) zastępować pokarmami mniej szkodliwymi (produktami pełnoziarnistymi), tak jakby spożycie mnóstwa pokarmów mniej szkodliwych było dla nas zdrowe. To właśnie taka błędna logika spowodowała cały ten żywieniowy bałagan.

Na przykład namaczanie ziaren zmniejsza zawartość lektyn o ok. 35 %. Robi się więc lepiej, ale wciąż nie jest dobrze. Pozostajemy narażeni na negatywne skutki spożywania pszenicy, w tym pobudzony apetyty od glidyny, wysokie stężenie cukru we krwi od amylopektyny A, stany zapalne od glutenu i gluteniny, zwiększona przepuszczalność jelit dla obcych białek od lektyn.

Podobnie fermentacja na zakwasie chlebowym zmniejsza zawartość węglowodanów, ale nie zmienia innych aspektów negatywnego wpływu pszenicy na zdrowie. I znowu – robi się lepiej, ale nie jest dobrze.

Nawet genetycy pracują dziś nad tym, żeby zmodyfikować pszenicę w taki sposób, aby była mniej szkodliwa. Jeden z obszarów badań dotyczy prób usunięcia wszystkich szkodliwych sekwencji glutenu. Jak zwykle badacze znają budowę genetyczną tego zboża, ale nie rozumieją jak na człowieka wpływa jego spożycie.

Zatem bez względu na to co piekarze lub genetycy robią, aby zmienić pszenicę, zasadniczo pozostaje ona tym samym pokarmem, ze wszystkimi niekorzystnymi właściwościami: pobudza apetyt, działa negatywnie na funkcjonowanie mózgu, wywołuje stany zapalne, inicjuje procesy autoimmunologiczne i wywołuje otyłość.

TN: A jak wpływają na nas inne ziarna, np. kamut, orkisz, owies, szarłat, gryka. Czy są dla nas zdrowe, czy nie?

Patrząc ewolucyjnie, kamut i orkisz to starsze formy pszenicy. Zatem nie doszło u nich do szkodliwych modyfikacji genomu „D” jakie miały miejsce w przypadku nowoczesnej pszenicy. Ale to wciąż pszenica. Oznacza to, że będzie tam gliadyna (choć jej działanie w zakresie pobudzania apetytu będzie mniejsze niż jej współczesnego odpowiednika), będą też lektyny zwiększające przepuszczalność jelit. Oba składniki podnoszą dodatkowo stężenie cukru we krwi.

Jeśli chodzi o oddziaływanie na układ odpornościowy, owies rzeczywiście różni się znacząco od pszenicy. Jednak problem z owsem polega na tym, że niezwykle mocno podnosi poziom cukru we krwi. Miska gotowanej, ekologicznej, grubo mielonej owsianki bez dodatku cukru u osoby zdrowej zwiększy poziom cukru do 150 mg/dl, 200 mg/dl, czasami nawet więcej. U cukrzyka lub przedcukrzyka nawet 300 mg/dl po zjedzeniu owsianki nie jest rzadkością.


Szarłat i gryka to ziarna, które nie mają związku z pszenicą i zasadniczo są czystymi węglowodanami. W przeciwieństwie do pszenicy nie wywołują skutków immunologicznych, neurologicznych, ani nie pobudzają apetytu. Jednak podobnie jak owies podnoszą stężenie cukru we krwi i wywołują wszystkie efekty z tym związane (zwiększona odporność na insulinę oraz glikacja – w oku, w tkankach chrzęstnych, w tętnicach, oraz glikacja cząstek LDL). Z tego powodu doradzam pacjentom, aby te wszystkie ziarna spożywali w niewielkich ilościach tj. nie więcej niż niż pół filiżanki po ugotowaniu, i tylko w ramach diety ubogiej w węglowodany (np. średnio 40-50 gramów dziennie)

TN: Z jaką reakcją spotkała się Pana książka, czy może jest jeszcze za wcześnie, żeby to oceniać?

WD: Reakcja jest znakomita. W ciągu pierwszych 9 dni od opublikowania, Wheat Belly trafiła na listę bestselerów „New York Times”.

Niemniej ważniejsze dla mnie jest to, że niemal codziennie dostaję od ludzi sygnały, że moja książka zmieniła jakość ich życia. Piszą o gwałtownym spadku wagi ciała w sytuacji, w której wszystko inne dotychczas zawodziło; o uldze w przewlekłych bólach; o spadającym poziomie cukru we krwi etc. Szczególnie cieszy mnie to, że dzięki mediom społęcznościowym o tych zmianach dowiaduję się zaledwie po kilku dniach od zmiany diety. Nawet w swojej praktyce lekarskiej informacje o poprawie zdrowia docierały do mnie zywkle po kilku miesiącach. Teraz dowiaduje się o nich po kilku-, kilkunastu dniach od przejścia na dietę bezpszeniczną.

TN: Czy była jakaś reakcja ze strony tzw. ekspertów, dla których pełnoziarniste produkty zbożowe to nieodzowny element zdrowej diety? Podejrzewam, że nie jest Pan zbytnio popularny w tych kręgach.

WD: Odżywianie to niezwykle ważne zagadnienie, które budzi wiele emocji. Dietetycy i inni „eskperci” ds. żywienia zostali mocno zindoktrynowani w zakresie pozytywnego wpływu na człowieka „zdrowych pokarmów pełnoziarnistych”. W związku z tym ich pierwszą reakcją na poglądy, takie jak moje, jest zwykle złość. Utrzymują, że musi to być jakaś chwilowa moda na odchudzanie, która szybko minie. Jednak każdy, kto przeczyta Wheat Belly zrozumie, że jest dokładnie na odwrót. Książka omawia to wszystko, czego się publicznie nie mówi na temat zbóż zmienionych genetycznie nie tylko po to, aby zwiększyć plon, ale również pobudzać apetyt konsumenta.

Grupa producentów pszenicy o nazwie „Grain Foods Foundation” zdążyła już wydać publiczne oświadczenie, że zamierza przeprowadzić kampanię PR mającą na celu zdyskredytowanie mnie i moich argumentów. W odpowiedzi na to opublikowałem „List otwarty do Grain Foods Foundation”, który również rozesłałem do rozmaitych mediów, zapraszający moich adwersarzy do publicznej debaty na ten temat w świetle kamer. Jak dotąd nie otrzymałem odpowiedzi i sądzę, że nigdy nie otrzymam. Biorąc pod uwagę badania i wiedzę, jaką zgromadziłem w swojej książce, wątpię, żeby ktokolwiek z branży chciał pozwolić na publiczne nagłaśnienie tej problematyki.

TN: Ostatnie pytanie. Teraz kiedy książka jest już na rynku, czy kiedykolwiek leży Pan w nocy nie mogąc zasnąć, i zastanawia się, czy dobrzy ludzie z Monsanto lub Pillsbury planują Pana koniec? Gdybym był na Pana miejscu, unikałbym przez jakiś czas ciemnych uliczek.

WD: Dzięki za ostrzeżenie! Prowadząc kampanię przeciw pszenicy z pewnością narobiłem sobie wpływowych wrogów. Mam na myśli wielki przemysł spożywczy, wielomiliardowy agrobiznes, grupy producenckie zbóż, oraz – ku mojemu zdziwieniu – przemysł farmaceutyczny. Byłem wstrząśnięty (choć pewnie nie powinienem być wiedząc, do czego ci ludzie są zdolni), kiedy dowiedziałem się, że przynajmniej jedna grupa producencka pszenicy jest opłacana przez przemysł farmaceutyczny. To naprawdę niepokojące.

Mimo wszystko, skupiam się na upowszechnianiu wiedzy na ten temat i bardzo pomagają mi w tym historie z życia osób, które dzięki niej na nowo odzyskały zdrowie, pozbyły się bólów itd. Można to wszystko osiągnąć postępując odwrotnie do tego, co zalecają nam instytucje publiczne. Trzeba tylko porzucić ślepą wiarę w „zdrowe pełnoziarniste pokarmy”.

TN: Bardzo dziękuję, że znalazł Pan czas, aby odpowiedzieć na nasze pytania. Mam nadzieję, że Pańska książka sprzeda się w milionach egzemplarzy.

Za Michealem Eadesem wypada też odnotować, że dr Davis pozbył się również pokutujących w środowisku kardiologów lęków przed tłuszczami diecie, zwłaszcza tłuszczami nasyconymi. Oto co pisze na ten temat w swojej książce:

Antytłuszczowa fobia, jaka panuje od ponad 40 lat, zniechęciła nas do spożywania takich pokarmów jak jaja, wołowina i wieprzowina z uwagi na zawartość w nich tłuszczów nasyconych. Jednak tłuszcz nasycony nigdy nie stanowił problemu. To węglowodany, w połączeniu z tłuszczem nasyconym powodują gwałtowny przyrost cząsteczek LDL we krwi. Problemem były zawsze bardziej węglowodany niż tłuszcze nasycone. W rzeczywistości nowe badania oczyściły tłuszcze nasycone z zarzutów o to, że zwiększają ryzyko wystąpienia ataku serca lub udaru.

Ze swojej strony wyrażamy nadzieję, że książką Wheat Belly niebawem znajdzie polskiego wydawcę. Jej opublikowanie w naszym kraju stanowiłoby przeciwwagę dla wszechobecnej i nachalnej promocji zbóż zachwalanych jako zdrowa żywność. Momentami można odnieść wrażenie, iż bez kilku kromek chleba dziennie, bez płatków śniadaniowych i bez owsianki, wyginiemy jako gatunek. Prawda jest natomiast taka, że o ile rozwój rolnictwa i uprawa zbóż umożliwiły gwałtowny przyrost naturalny oraz ukształtowanie się nowoczesnych społeczeństw, opartych na specjalizacji i podziale pracy, o tyle pod względem zdrowotnym okazały się dla nas katastrofą. Dobrze ujął to prof. Jared Diamond pisząc w swojej nagrodzonej nagrodą Pulitzera książce pt. Guns, Germs, and Steel:

Chociaż zaakceptowanie rolnictwa miało najpewniej decydujące znaczenie dla lepszego życia, to pod wieloma względami okazało się tragedią, z której nigdy się nie podnieśliśmy.

Mateusz Rolik

http://zdrowiewnaturze.wordpress.com/2011/10/18/buszujacy-w-pszenicy/

sobota, 22 października 2011

Rooibos - czerwonokrzew akfrykański

Artykuł pochodzi z bloga

www.oherbacie.pl

Odkrywanie herbacianych smaków czas zacząć. W dzisiejszym odcinku chciałbym przedstawić Wam dość nietypowy napój herbaciany, który powoli zyskuje w Polsce coraz większe uznanie, nie tylko dzięki swoim walorom smakowych, lecz także właściwościom zdrowotnym. Bohaterem naszej opowieści będzie rooibos!
Rooibos – historia i pochodzenie

Rooibos zwany inaczej czerwonokrzewem afrykańskim jest rośliną uprawianą wyłącznie w Republice Południowej Afryki w górach Cederberg. Jest to pasmo górskie oraz rezerwat przyrody znajdujący się około 300 km od Kapsztadu, stolicy RPA. W roku 2004 rezerwat ten został wpisany na światową listę dziedzictwa UNESCO, co dodatkowo podkreśla niepowtarzalność tego miejsca. Tereny, na których występuje czerwonokrzew, nie są doskonałym miejscem dla innych roślin – charakteryzuje je suche lato, piaszczyste gleby, stepowa roślinność i pora deszczowa zimą. Miejsca, w których uprawia się tę roślinę, są jej naturalnym miejscem wegetacji, toteż nie potrzebuje ona żadnych nawozów ani szczególnej ochrony przed szkodnikami lub chorobami.


Rośliną z której produkuje się ten gatunek herbaty jest aspalat prosty – gatunek krzewu rosnący dziko na tamtejszym terenie. To właśnie z jego liści otrzymywany jest tak bardzo ceniony przez smakoszy napar. Dojrzałe i ususzone listki po ususzeniu, są cięte na malutkie kawałki przypominające małe igiełki. Sama roślina może osiągać wysokość od 1m to 1,5m wysokości. Redbush (Rotbusz, Roibush) – jak inaczej zwany bywa rooibos zbierany jest w okresie letnim oraz na początku jesieni. Zebrane gałęzie są kruszone przez specjalne maszyny na milimetrowe igiełki. W następnym kroku poddawane są one procesowi fermentacji, jednak nie każdy afrykański czerwonokrzew musi być poddawany temu procesowi. Nawilżone igiełki usypywane zostają na kupki wysokości 20cm, a następnie pozostawiane są na około 24 godziny. W tym czasie zielony rooibos zamienia się w czerwono-rudo-brązowy. By w całości pozbyć się wody z rośliny, pozostawia się ją na słońcu, tak długo, aż jej wilgotność wyniesie około 10%. Po wysuszeniu gałązki mogą już przesiane, pasteryzowane, ważone i pakowane do worków. Afrykański napój jest teraz przygotowany by opuścić kontynent i trafić na europejski rynek. Rooibos sprzedawany jest już od ponad 106 lat za sprawą Rosjanina Benjamina Ginsberga, jednak największą popularność zdobył po roku 1930, kiedy to dr Le Fras Nortier odkrył część z jego zdrowotnych właściwości. Cena nasion znajdujących się w jednym pudełku po zapałkach kosztowała 10 funtów, podczas gdy w roku 1940 wynosiła ona już 80 funtów. Pierwszą jednak osobą, której już w 1772r zainteresowanie wzbudził czerwonokrzew był szwedzki botanik Carl Peter Thunberg uznawany też za ojca południowo-afrykańskiej botaniki. Czytając publikacje Szweda możemy dowiedzieć się, iż mieszkańcy terenów obecnego RPA bardzo silnie wierzyli w cudowne właściwości rooibosa. Zbierali tą afrykańską roślinę, siekali toporem, tłukli młotkiem i pozostawiali na słońcu. Tak było kiedyś. Obecnie popyt na czerwony krzew cały czas wzrasta, dzięki swojemu łagodnemu smakowi, rubinowej barwie i wyjątkowym właściwościom leczniczym. Oprócz Południowej Afryki zyskał on popularność w Wielkiej Brytanii, w Rejonie Pacyfiku czy na Dalekim Wschodzie. Roobios często bywa zaliczany do herbat czerwonych, jednak nie jest to do końca poprawne, gdyż herbata i czerwonokrzew to dwie zupełnie inne rośliny.
Rooibos właściwości

Rooibos dzięki swoim zdrowotnym właściwością znajduje uznanie coraz to większej rzeszy smakoszy. Naturalny miodowy, słodkawy smak powoduje, iż napój ten zaskarbił sobie spore grono zwolenników. Ten afrykański napar zawiera w sobie wysoki poziom przeciwutleniaczy, takich jak aspalathin i nothofagin. Jego największą zaletą jest jednak to, iż nie zawiera kofeiny oraz to, iż w porównaniu ze zwykłą herbatą ma w sobie niewielkie ilości garbników (galotaniny – rodzaj garbników występujących w liściach herbaty). Swoją sławę zyskał też dzięki właściwościom relaksacyjnym. Osoby nerwowe oraz mające problemy ze snem powinny go stosować, by się odprężyć. Można go pić również jako zamiennik melisy (rooibos ma mniej mdły smak niż melisa). Fakt, iż rooibos nie zawiera kofeiny, powoduje iż wyśmienicie nadaje się on dla dzieci, kobiet w ciąży i kobiet karmiących piersią. Z badań wynika, iż stymuluje także wytwarzanie pokarmu. Sprawdźmy jakie inne zdrowotne właściwości są przypisywane temu czerwonemu, o miodowym smaku napojowi:
Napój z igiełek czerwonokrzewu stosowany jest przy schorzeniach przewodu pokarmowego. Dzięki związkom polifenolowym w nim zawartym wykazuje wyraźne działanie przeciwskurczowe i przeciwzapalne. Polecany jest przy biegunkach, bólach brzucha i zatwardzeniach. Ochrania błonę śluzową, dzięki kwasom fenolowym w sobie zawartym. W RPA zalecany jest nawet przez lekarzy jako skuteczny środek na kolkę u niemowląt.
Napój herbaciany zawiera spore ilości przeciwutleniaczy, a w szczególności związków z grupy flawonidów. Zwalcza wolne rodniki tlenowe, które powodują szybsze starzenie się oraz które mogą przyczyniać się do rozwoju chorób cywilizacyjnych (nowotwory, choroby serca czy cukrzyca)
Wodne wyciągi z rooibosa mają obecnie spore znaczenie w dermatologii i kosmetyce. Ich właściwości przeciwgrzybiczne, przeciwbakteryjne i przeciwzapalne są już dobrze znane. Coraz częściej stosuje się preparaty do leczenia trądziku czy poparzeń słonecznych. Niektórzy lekarze uważają też iż ten afrykański specyfik może być skuteczny w przypadku łuszczycy czy nawracającej opryszczki.
Polecany jest osobom chorym na nerki i cierpiącym na nadciśnienie
Napój nie zawiera kwasu szczawiowego, toteż bezpieczny jest dla osób mających kamienie nerkowe oraz dla osób z osteoporozą
zawiera sporą dawkę minerałów, które niezbędne są do prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu (tabelka niżej)
Napar z czerwonego krzewu stosowany jest by zapobiegać miażdżycy oraz by ułatwić pracę układowi krwionośnemu Wpływa na przepuszczalność naczyń krwionośnych, czyniąc je bardziej elastycznymi. Jego spożywanie zapobiega zakrzepom krwi oraz zmniejsza szansę tworzeniu się zwapnień w tętnicach (arteriosklerozę).
Kojąco działa także przy bólach głowy, rozdrażnieniu, skokach ciśnienia
Kompresy z naparu z rooibosa mogą być stosowane na zmęczone, opuchnięte i podkrążone oczy
Obniża poziom złego cholesterolu
Osoby które dbają o dietę, w której niewielka ilość kalorii może być spożywana w ciągu jednego dnia, mogą włączyć rooibosa do swojego jadłospisu, gdyż jest on bardzo mało kaloryczny.
Zawiera kwercetynę, która hamuje uwalnianie histaminy (główny związek odpowiedzialny za objawy alergii), toteż powinien być stosowany przez alergików i astmatyków. Wspomaga leczenie alergii na kurz domowy, roztocza czy środki spożywcze.
Dzięki zawartości potasu, żelaza i wapnia pomaga przy niwelowaniu problemów związanych z żołądkiem i trawieniem
Dostarcza organizmowi wapno, mangan oraz fluor, który jest bardzo ważny w rozwoju dzieci, wzmacnianiu zębów i kości.
zawiera wysoką ilość witaminy C
Wyrównuje poziom cukru we krwi oraz łagodzi przebieg cukrzycy

Jedną z większych zalet czerwonokrzewu jest to, iż zawiera flawonoidy, które stymulują wydzielanie hormonu szczęścia – serotoniny. Jeśli więc masz wahania nastroju, depresję lub po prostu gorszy dzień, filiżanka tej herbatki postawi Cię na nogi i pokaże, iż świat jest cudowny
Rooibos składniki
Zawartość składników w jednej szklance naparu:Pierwiastek Działanie Zawartość w 200 ml
potas (K) poprawia przemianę materii 7,12 mg
sód (Na) utrzymuje równowagę płynów w organizmie 6,16 mg
magnez (Mg) podnosi wydajność układu nerwowego 1,57 mg
wapń (Ca) wzmacnia zęby i kości 1,09 mg
fluor (F) poprawia stan uzębienia 0,22 mg
miedź (Cu) przyspiesza przemianę materii 0,07 mg
żelazo (Fe) wspomaga transport tlenu we krwi 0,07 mg
mangan (Mn) wspomaga rozwój kośćca 0,04 mg
cynk(Zn) reguluje ciśnienie krwi 0,04 mg

Rooibos parzenie

Herbatę rooibos można parzyć na dwa sposoby:
Gdy nie posiadamy specjalnego imbryczka do parzenia wystarczy, że do filiżanki wsypiemy 1 łyżeczkę czerwonokrzewu. Igiełki powinniśmy zalać wodą o temperaturze około 95 stopni (ważne by nie był to wrzątek). Następnie czekamy około 4 minut, by nasza herbata się zaparzyła. Napój można parzyć nawet dwukrotnie. Napar z czerwonokrzewu pozbawiony jest charakterystycznej herbacianej goryczki, jednak osoby lubiące pić słodką herbatę, mogą posłodzić go miodem. Można także dodać plasterek cytryny. Z racji tego, iż igiełki rooibosa są bardzo małe, warto zaparzać tą herbatkę w zaparzaczu, by małe igiełki nie pływały nam na powierzchni podczas spożywania naparu.
Z aspalatu możne też być przygotowana smaczną herbatę mrożoną. Trzy łyżki suszu zalewamy litrem wrzątku i zaparzamy. Przecedzamy napój, studzimy go i dodaj łyżkę miodu i sok z połowy cytryny. Dokładnie wymieszany wstawiamy na kilka godzin do lodówki.
Rooibos może być też przygotowany na wolnym ogniu w żaroodpornym dzbanku. Gotujemy go wtedy w wodzie przez około 10 min.

Zapraszam wszystkich do degustacji !

http://oherbacie.pl/rooibos-czerwonokrzew-afrykanski/

czwartek, 20 października 2011

Cudowna roślina

Cudowna roślina

Autorem artykułu jest Mira Ulowska



W Europie średniowiecznej wierzono, że czosnek to najlepsza ochrona przed czarną magią i wampirami. Wieszany był nad drzwiami by strzec domostwo przed czarownicam.

Znacie go? Znacie. A więc przeczytajcie jeszcze raz. Przeczytajcie i wykorzystajcie, bo naprawdę warto. Czosnek, bo o nim , jak zapewne już wiecie mowa, to roślina magiczna. Magiczna, bo przypisywano mu dawniej cudowne właściwości: Chronił przed złymi mocami, zwłaszcza ludzi wędrujących w noce przesilenia. W Europie średniowiecznej wierzono, że czosnek to najlepsza ochrona przed czarną magią i wampirami. Wieszany był nad drzwiami by strzec domostwo przed czarownicam. Według tradycji arabskiej, niezwykłe właściwości czosnku wynikać miały stąd, że jego cebulkę (wg źródła "ziarno"?) wyniósł na swoim kopycie szatan wygnany z raju.

W Czechach czosnek dodawany był bydłu do paszy, by uchronić je od złego, a na Nowy czosnekRok wkładano go psom pod obrożę, aby przez cały kolejny rok dobrze czuwały. W polskich wsiach czosnek był powszechnie uważany za ziele odpędzające złe duchy i chroniące przed działaniami czarownic. Magiczna również dlatego, że ma wiele zastosowań nie tylko w kuchni ze względu na smak i aromat, ale także jako roślina lecznicza mająca zastosowanie w wielu jednostkach chorobowych, oraz w profilaktyce różnych schorzeń. Skuteczność czosnku dowiedziono i dowiedziono w badaniach klinicznych.

Wymieniany jest w oficjalnej Farmakopei, w monografii Komisji Europejskiej, opisany w 3 tomie monografii ESCOP (European Scintific Cooperative on Phytotherapy) i w I tomie monografii Światowej Organizacji Zdrowia (WHO – World Health Organization).

Działanie lecznicze :

W zaburzeniach przewodu pokarmowego - powoduje większe wydzielanie soku żołądkowego, zapobiegając jednocześnie występowaniu zgagi,Zwiększa ilość wydzielanej żółci, Działa przeciwskurczowo,Poprawia pracę układu oddechowego, Reguluje florę bakteryjną, Wpływa na lepsze ukrwienie naczyń wieńcowych. Olejek eteryczny występujący w czosnku działa skutecznie nawet w niskich stężeniach na bakterie beztlenowe wywołujące zakażenia jamy ustnej i układu oddechowego. Leczy zapalenia dróg moczowych.Czosnek działa profilaktycznie i leczniczo także przy zatruciach ołowiem. Świeży sok hamuje także rozwój wirusów grypy. Działa napotnie, obniża gorączkę. Ma właściwości przeciwbakteryjne Pomaga zwalczyć grzybicę i pozbyć się robaków. Jest przeciwutleniaczem chroniącym wątrobę. Zmniejsza bóle miesiączkowe.

UWAGA!

Niewielkie dawki czosnku, wykazują korzystne efekty zdrowotne. Jednak w nadmiernych dawkach, czosnek może uszkodzić wątrobę i nerki. Niektóre osoby wykazują alergię na czosnek. W takiej sytuacji czosnek może wywołać wyprysk kontaktowy alergiczny, wstrząs anafilaktyczny oraz fotodermatozę. Spożywanie czosnku może zwiększyć działanie niektórych leków, albo też zredukować ich działanie. Czosnek nie jest wskazany przy kaszlu zabarwionym krwią, w zapaleniu płuc. Nie powinien być spożywany przez osoby cierpiące na zaawansowane zapalenie nerek. Nie powinien być stosowany w ostrych zapaleniach żołądka i jelit (może zaostrzyć chorobę). W dużych dawkach czosnek i jego preparaty są niebezpieczne, zwłaszcza dla dzieci (nie powinien być w ogóle podawany niemowlętom poniżej 10 miesiąca życia).

 

Jednak ze względu na swoje właściwości czosnek powinien znaleźć stałe miejsce w codziennej diecie. Szczególnie w porze zwiększonej zachorowalności na choroby dróg oddechowych zaleca się np. wypijanie rano i wieczorem po pół szklanki mleka z 1–2 ząbkami czosnku. Dostępne są również tabletki i krople zawierające substancje czynne z czosnku. Nieprzyjemny zapach czosnku z ust można zredukować żując liście pietruszki, pokrzywy, szczawiku i ruty . Jedzenie jabłek, ziaren palonej kawy, nibyjagód jałowca, nasion kolendry i kardamonu. Pomaga też picie mleka. Jednak brak jest środka, który usuwa nieprzyjemny zapach wydzielany przez skórę osób spożywających czosnek. Niemniej chcąc zachować zdrowie trzeba wybrać to co dla nas najkorzystniejsze. Ja osobiście bardzo polecam CZOSNEK.

Na podstawie Wikipedii

---

Mira U.

WWW.Ulubiona


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 19 października 2011

Profesor Oxfordu i terapia dr Gersona
- autor: astromaria

Ta historia z serialu „Nieuleczalni” opowiada o tym, jak racjonalista, sceptyk, a co więcej – uczony, spojrzał śmierci w oczy i musiał się ratować czymś, czego swoim naukowym rozumem nie pojmował.

Issa Khalaf był typem który my, astrolodzy, określamy mianem „Kłapouchego”. Kłapouchy to taki markotny i wiecznie zafrasowany osiołek, który zawsze spodziewa się wszystkiego najgorszego, a jeśli coś się nie uda mówi z ponurą satysfakcją „a nie mówiłem?”

W 1999 roku matka Issy zmarła na chłoniaka. A dokładnie: dała się zamordować onkologom. Issa woził ją po całym stanie od lekarza do lekarza i wszyscy zalecali to samo: chemioterapię. Patrzył, jak matka marnieje z każdą chwilą i w końcu był świadkiem jej śmierci.

To wydarzenie sprawiło, że stał się jeszcze większym pesymistą. Stale nawiedzały go myśli o śmierci i był absolutnie pewien, że już niedługo i on umrze na raka. Mimo to zlekceważył poważne symptomy: miał problemy z siadaniem i siedzeniem, czasem ból był nie do zniesienia, ale zamiast iść do lekarza, wpadł w depresję i czekał nie wiadomo na co. W końcu żona zmusiła go do wizyty u lekarza.

Lekarz zrobił rutynowe badania, również prostaty, ale nic nie znalazł. Issa poszedł więc do urologa, a ten stwierdził zapalenie prostaty i dał mu antybiotyk. Trochę pomogło, ale Issa wciąż wyglądał źle, a melancholia nie mijała. Miał wory pod oczami i wyglądał na bardzo chorego. Lekarz zbadał hormony PSA i się przeraził, bo wynik był 21 (a norma to 2,5). Znaczyło to jedno: nowotwór prostaty. Biopsja wykazała komórki nowotworowe w 10 próbkach na 12 pobranych. Skierowano go na badanie MRI, które wykazało liczne przerzuty do kości i węzłów chłonnych. Dla lekarzy był to wyrok śmierci. Proponowali mu jakieś terapie, ale nie dawali żadnej nadziei. Issa odwiedził wielu lekarzy i wszyscy bezradnie rozkładali ręce. Poczuł się zupełnie zdruzgotany i bezradny. Ale żona postanowiła szukać ratunku w metodach niekonwencjonalnych. Zaczęła przeszukiwać sieć i dość szybko znalazła metodę dr Gersona. Czuła, że to jest to, czego im trzeba. Zadzwoniła do kliniki i rozmawiała z Charlotte Gerson, która wyjaśniła, na czym to wszystko polega i doradziła prywatną terapeutkę, która pomoże ustalić przebieg kuracji i późniejszą dietę.

Issa, jako racjonalista i sceptyk nie rozumiał, w jaki sposób dieta miałaby mu pomóc w tak ciężkim stanie i przy tak agresywnej chorobie. Ale nie miał nic do stracenia, więc w końcu uległ namowom żony.

Terapia Gersona jest bardzo praco- i czasochłonna. Codziennie trzeba kupić i przerobić na sok 10 kg świeżych owoców i warzyw, koniecznie pochodzących z upraw ekologicznych. Samo ustalenie sklepów oferujących takie warzywa okazało się wielkim wyzwaniem.

Issa pił 13 szklanek świeżego soku każdego dnia, poza tym otrzymywał suplementy: enzymy, witaminę B12 i Acidol. To powodowało wypłukiwanie toksyn, które były częściowo wydalane przez nerki, ale to, co zostało trafiało do wątroby, która potrzebowała pomocy. Aby ją oczyścić konieczne były lewatywy z ekologicznej kawy. Mimo to toksyny powodowały różne nieprzyjemne objawy, takie jak afty i hemoroidy, a nawet dreszcze, gorączkę i wymioty. Wszystko to było uznawane za bardzo pożądane objawy oczyszczania organizmu, a więc zdrowienia.

Przygotowywanie tej diety (mycie, obieranie i krojenie warzyw i owoców) zajmowało 9 do 12 godzin każdego dnia. Sam chory nie może tego robić, ponieważ nie wolno mu się męczyć. Powinien dużo leżeć i wypoczywać. Poza tym terapeutka robiła mu okłady z oleju na węzły chłonne, po czym musiał leżeć, a potem iść pod prysznic i ten cały tłuszcz z siebie zmyć.

Po miesiącu tej kuracji poczuł się lepiej. Badania wykazały, że krew jest w dobrym stanie i staje się coraz lepsza. Namawiano go na kolejne badanie MRI, ale zwlekał, poszedł na nie dopiero po roku. Lekarze bardzo wnikliwie analizowali wyniki, ale nie znaleźli żadnych ognisk raka.

Onkolog był zdumiony i uznał, że to bardzo inspirujące doświadczenie (polski byłby wściekły i zagroziłby sądem za uprawianie szarlatanerii i leczenie bez zezwolenia).
Issa, obecnie wyleczony nie tylko z raka, ale z racjonalizmu i sceptycyzmu powiedział, że ludzie tak bardzo wierzą w medycynę i jej metody, że nie potrafią myśleć samodzielnie. Dlatego tracą nadzieję i biernie poddają się wszystkiemu, co lekarze im każą.

Obecnie wciąż stosuje terapię Gersona i dietę wegetariańską i cieszy się idealnym zdrowiem, nie tylko fizycznym. Co najważniejsze: stał się optymistą, luzakiem i stale się uśmiecha, a ludzie, którzy go dawno nie widzieli są zdumieni tą przemianą i tym, że znakomicie i zdrowo wygląda.
Na zakończenie Issa powiedział, że dawniej toksyny blokowały mu mózg, więc nie mógł prawidłowo myśleć.



Cud Terapii Gersona / The Gerson Miracle (Napisy PL) from skolman_mws on Vimeo.


Jaki świat byłby cudowny, gdyby tej odblokowującej mózgi terapii udało się poddać wszystkich „racjonalistów”…



źródło: http://zdrowiewnaturze.wordpress.com/

wtorek, 18 października 2011

5 praw natury według doktora Hamera

Posted by astromaria w dniu 17/10/2011

Naukowa medycyna każe nam wierzyć, że jesteśmy zdeterminowani przez komplet genów, jaki mieliśmy szczęście lub pecha odziedziczyć po naszych przodkach. Kryminalne media, zarówno w serwisach informacyjnych, jak i na kanałach popularno-naukowych wbijają nam do głów przekonanie, że nie mamy żadnego wpływu na swoje zdrowie, ponieważ zależy ono wyłącznie od tego, czy posiadamy wadliwą, czy prawidłową sekwencję genów rządzących tym, czy innym organem.

Na Discovery oglądamy programy, w których przerażone kobiety, których kilka krewniaczek zmarło na raka piersi zlecają badania genetyczne, żeby dowiedzieć się, czy odziedziczyły wadliwe geny, a kiedy okazuje się, że w ich genomie występują zmiany profilaktycznie przeprowadzają operacje usunięcia ZDROWYCH (!) piersi, byle tylko w przyszłości nie zachorować i nie umrzeć, jak ich matki i ciotki. Lekarze chwalą przezorność pacjentek i zachęcają inne kobiety, żeby brały z nich przykład.

Widzimy też otyłe rodziny, siedzące na kanapie przed telewizorem i opychające się chipsami, a głos lektora informuje nas, że wszyscy ci ludzie urodzili się z wadliwym genomem, powodującym przedwczesne zawały i ataki serca. Oczywiście, żaden z tych grubasów nie może się ruszyć z kanapy, bo od najmniejszego ruchu by umarł.

Inna rodzina, równie otyła i rozmiłowana w hamburgerach wyznaje łzawo, że od pokoleń wszyscy jej członkowie skazani są na cukrzycę, ale nie mogą nic zrobić, ponieważ to kwestia genów. Więc siedzą i jedzą, a lekarze przepisują im całe worki leków, zlecają chirurgiczne operacje oczu, amputację palców stóp, później stopy, a w końcu i podudzia. Kto ma dość, ten może skorzystać z usług transplantologów – i tak ten biznes się kręci.

Firmy biotechnologiczne zaczęły wielkie polowanie na geny, w którym wszelkie chwyty są dozwolone. Celem tego polowania jest patentowanie fragmentów genomu. Kto jest właścicielem danego genu, ten ma monopol na wszelkie badania i terapie. Pacjenci są przerażeni, bo to oznacza dla nich wyższe koszty badań i leczenia, naukowcy są wściekli, bo muszą płacić za prowadzenie badań, a prawnicy zacierają ręce, bo reprezentują wszystkie strony sporu i od wszystkich pobierają stosowne opłaty.



My oczywiście wiemy, że to nie geny rządzą nami, lecz my rządzimy genami, ponieważ to duch rządzi materią. Tę zaprzeczającą materialistycznej nauce prawdę udowodnił Bruce Lipton.

Natomiast doktor Gerd Ryke Hamer odkrył, w jaki sposób to się odbywa. Okazało się, że każde zachorowanie na raka poprzedzone jest szokiem konfliktowym, czyli traumatycznym i niespodziewanym wydarzeniem życiowym.

W tym wykładzie poznajemy 5 Praw Natury i mechanizmy utraty oraz odzyskania pełnego zdrowia. Ta wiedza wyzwala nas od paranoicznego lęku, nieustannie podsycanego przez skorumpowane media i żądne zysków kartele farmaceutyczne.

Nasze zdrowie w naszych rękach!

Autor - astromaria
Tekst pochodzi z bloga
http://astromaria.wordpress.com/

poniedziałek, 17 października 2011

Czym dla Ciebie jest zdrowie

Czym dla ciebie jest zdrowie

Autorem artykułu jest Danuta Wachowska



Jeśli masz korzyści z choroby, to nie możesz jej zostawić. Musisz rozpoznać o wiele większe korzysci jakie daje ci zdrowie, abyś zostawił w spokoju chorobę.

Czym dla ciebie jest zdrowie

Zdrowie prosto mówiąc, to brak choroby. Aby dojść do stanu zdrowia, należy wszystką swoją energię skierować na poprawę zdrowia a nie na leczenie chorób.

Temu, co poświęcamy swoją uwagę i czas, to wzmacniamy jego energię pozytywną lub negatywną. Leczenie choroby powiększa jej rozmiar i dlatego ludzie biorą bez końca tabletki na cukrzycę, nadciśnienie, reumatyzm czy serce. Nigdy z tego nie wychodzą.

Choroba dalej trwa a jej rozmiar spychany jest głębiej aby nie był widoczny. Tak postępuje około 90 % ludzi nieświadomych tego, co się naprawdę w ich organizmie dzieje. Chemia z leków zanieczyszcza  dodatkowo ciało, które i tak  choruje z nadmiaru wszelkich toksyn.

Choroba to totalnie zanieczyszczone ciało fizyczne, emocjonalne i mentalne.
Zdrowie – to oczyszczanie z toksyn ciała a umysłu  z niskich emocji. Jest to proces zdrowienia, który po totalnym oczyszczeniu przywróci należne człowiekowi  zdrowie.

Dziś jest wiele preparatów ziołowych do oczyszczania ciała, że tylko korzystać. Apteki zielarskie aż pękają w szwach od ilości pozycji. Dla przykładu podam preparat ziołowy Alveo, sok z aloesu, La Pacho czy różnego rodzaju zestawy ziół ojców Bonifratrów. Każdy może coś dla siebie wybrać, odpowiednio do zasobów  swojej kieszeni.

Zostawiając chorobę w spokoju, napełniamy się zdrowiem, poprzez naturalny proces oczyszczania. Nasze myśli w połączeniu z emocjami tworzą w ciele ogniska chorobowe. Myśli to zazwyczaj programy rodowe po naszych przodkach tzw. przekonania, które należy bezwzględnie rozpoznać aby zlikwidować korzenie choroby.  Bez tego samo oczyszczenie ciała jest mało skuteczne, gdyż choroba jak zerwany chwast odrasta od korzenia.

Chcąc być zdrowym na umyśle i ciele należy oczyszczanie robić na wszystkich poziomach, gdyż jesteśmy ściśle związani z nimi. Nowa sytuacja, która wytwarza na poziomie umysłu opór, projektuje gniew objawiający się jako zakłócenie pracy wątroby. Brak mądrości w kontaktach z ludźmi, wywołuje lęk przed bliskimi związkami partnerskimi, co objawia się w dysharmonii nerek.

Emocje są jak zerwane z zaprzęgu konie, które biegną ślepo przed siebie, nie zważając na żadne przeszkody i konsekwencje. Nie widzą nic po drodze. Są głuche na wszelkie wołanie. Ujarzmienie emocji daje opanowanie i wprowadza harmonię w ciele.

Jeśli to zrozumiesz, to możesz osiągnąć sukces w powrocie do zdrowia lub je zachować.

Można zapytać: po co nam zdrowie?

Choroba daje wiele korzyści takich jak: renta inwalidzka, opieka rodziny i temat do rozmowy o swoich chorobach czy przebytych operacjach. Tym zajmuje się operatywne ego. Ono tym żyje. Dopóki ego nie rozpoznamy, nie ma mowy o  pozostawieniu choroby. Nikt nie wyrzeka się swoich korzyści.

Zdrowie to droga do Boga. Otrzymujemy po drodze dary od Niego takie jak: energia, moc twórcza, zrozumienie siebie i świata oraz doskonałość. Im bardziej się oczyszczamy, tym czyściej jest wokół nas. Zamiast chaosu tworzy się harmonia zarówno w naszym ciele jak i na zewnątrz czyli w  domu, ogrodzie i pracy.

Czy ze zdrowia mamy korzyści?

Nieporównywalne z niczym. Oczyszczanie ciała, zdrowa dieta i ćwiczenia fizyczne prowadzą w konsekwencji do oświecenia umysłu. To finał wszelkich udręk tego świata.

Kiedy choruje i umiera człowiek bardzo zanieczyszczony, jego ciało cuchnie. Wnętrzności ulęgają gniciu i mnoży się robactwo.  Nie może on w takim stanie duszy pójść do Nieba. Jego dusza po śmierci zachowuje swój śmierdzący odór. Takie duchy pokutujące często nawiedzają domy, gdyż boją się pójść dalej. Poznać ich można po fetorze w pomieszczeniu.

Natomiast kiedy odchodzi człowiek święty, jego ciało pachnie i nie psuje się przez wiele wieków. Umysł dalej jest związany z ciałem i napełnia go swoją świętością oraz mocą tworzenia cudów. Ciało człowieka świętego, choć daje oznaki choroby ( oczyszczania), to wydziela przyjemny zapach.

Oczyszczanie ciała z mentalnych śmieci odbywa się zazwyczaj poprzez choroby jak: katar, kaszel czy chroniczne bóle. Te choroby są innego rodzaju. Nagle przychodzą i nagle odchudzą. Pozostawiają człowieka w coraz lepszym zdrowiu. Dodają mocy i energii życiowej.

Chorób oczyszczających nie potrzeba leczyć. Jedynie można wspomagać proces oczyszczania  preparatami ziołowymi.

Każdy z nas świadomie lub nieświadomie wybiera jeden z biegunów „choroba – zdrowie”. W zależności od poziomu swej świadomości wybór będzie w jedną lub druga stronę. Otrzyma też podarunki od ego lub od Boga.

Masz zawsze wybór a decyzja zależy tylko od ciebie w którym kierunku chcesz podążać i co po fizycznej śmierci otrzymać. Zawsze możesz wybrać ponownie, jeśli widzisz, że się pomyliłeś.

Zdrowie jest nagrodą za wybór drogi do Boga i podarunkiem od Niego. Czy chcesz otrzymać taki dar?
Oczyszczaj się, oczyszczaj i oczyszczaj aby wejść do stanu czystości i miłości. To Niebo na ziemi, które czeka na Ciebie.



---

Danuta Wachowska www.danuta.stronawww.eu


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl